niedziela, 27 września 2015

Rozdział 14

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

Przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną istnieje, póki jedna osoba utrzymuje w tajemnicy swoją miłość do drugiej.

   I znów szłam tym okropnym korytarzem, w którym już tyle przeżyłam. Od jakichś dziwnych halucynacji do mojego ostatniego wypadku... Tsa, bardzo śmieszne. Śmiej się dalej. Na pewno cię to usatysfakcjonuje. Przesuwałam się spokojnie po długim korytarzu, jak zwykle nikogo po drodze nie napotykając. Czasami było to irytujące. To tak, jakby w tym akademiku nikt nie mieszkał. Chyba, że jest nawiedzony, co z kolei wszystko zmienia. Wracając, stanęłam przed drzwiami do pokoju chłopaków i delikatnie nacisnęłam łokciem na klamkę, bo na rękach wciąż miałam różnego rodzaju pakunki i nie mogłam ich tak po prostu rzucić na ziemię, bo kto by je później podniósł? Weszłam do środka, zamykając za sobą wrota. Odłożyłam wszystko na stół i rozejrzałam się po pokoju. Białowłosego nigdzie nie było, więc usiadłam na łóżku. Chwilę później dostrzegłam, że w toalecie pali się światło.
- Lysiu, jesteś tam? - zapytałam nieco głośniejszym głosem. W odpowiedzi usłyszałam tylko dźwięk odkręcanej wody. Nic poza tym. Delikatny strumień wił się przez zlew, aż do rur, znikając po dłuższej chwili. Drzwi uchyliły się, a z nich wyłoniła się wysoka postura mojego przyjaciela. Natychmiast wstałam i podeszłam do niego, widząc, że ledwo stoi na nogach. Wyprowadziłam go stamtąd, po czym kazałam mu się położyć.
- Jak się czujesz? - zapytałam, lekko zaskoczona jego osłabieniem.
- Jakoś...tęskno mi... - odsapnął, ledwo oddychając. Od razu zorientowałam się, że ma zatkany nos, dlatego wstałam i szybko wyciągnęłam chusteczki z szuflady. Podałam mu je. Wyciągnął delikatnie rękę w moją stronę, ale zamiast złapać za opakowanie, chwycił mój nadgarstek. Zaskoczyło mnie to. Przez moment wydawało mi się, że nie trafił i właśnie dlatego złapał moją rękę, ale tak mocno się myliłam... Pociągnął mnie mocno, przez co wylądowałam na łóżku. Lysander schylił się do mojego ucha, szepcząc:
- Tak pięknie dziś wyglądasz... - lekko musnął moje ucho swoimi ustami i zaśmiał się cicho. Na moją twarz wparował ogromny rumieniec. Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam oszołomiona zachowaniem przyjaciela. Przecież...przecież to Lysander. On się tak nie zachowuje. Przynajmniej nigdy tego nie doświadczyłam, aż do tamtego momentu. Podniósł głowę, uśmiechając się delikatnie, po czym złączył nasze czoła. Patrzył w moje oczy, a ja w jego. Nie wiedziałam, czy mam się od niego oderwać, czy też zostać na razie w tej pozycji. Jedyną rzeczą, której byłam wtedy świadoma, to to, że białowłosy ma wysoką gorączkę i nie jest sobą. Przekręcił głowę bokiem i zbliżył się do moich ust, złączając je ze swoimi. Serce zabiło mi mocniej. Słyszałam, jak krew w moich uszach tańczy jakiś zmysłowy taniec. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać. Wiedząc tylko, że mój przyjaciel nie jest sobą i najprawdopodobniej to zapomni, oddałam pocałunek, napawając się słodkim smakiem jego ust. Wiedziałam, że w najbliższym czasie tego pożałuję, że będę przez to cierpieć, ale musiałam to zrobić. Moja podświadomość kazała mi działać w ten sposób, chociaż zdrowy rozsądek wyraźnie jej zaprzeczał, dusząc ją po cichu. Jednak i tak wygrała ona. Przecież ja sama nie mogłam posłuchać kogoś mądrego. Hah, zdziwiłabym się, gdybym zrobiła coś takiego. Nawet wręczyłabym sobie jakąś specjalną nagrodę za taki wyczyn, ale jak zwykle zrobiłam sobie pod górkę. Nie ma już odwrotu. Powiedziałam, dalej upajając się ustami białowłosego. Świetnie całował. I że ktoś taki jak on jeszcze nikogo nie ma... Poczułam, że coś się zaczyna dziać w mojej głowie. Podświadomość zaczęła walczyć ze zdrowym rozsądkiem. Zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje. Z jednej strony mocno pragnęłam czegoś więcej od przyjaciela, jednak z drugiej nie chciałam niszczyć tego, co było między nami. Poczułam, że chłopak kładzie się na mnie. To w tamtym momencie pojedynek na śmierć i życie wygrał zdrowy rozsądek, ale muszę pogratulować podświadomości wytrwałości w walce. Tak zaciekle trzymała się na swojej pozycji, jednak i tak przegrała. Cóż, tak bywa. Obróciłam głowę na bok, sapiąc cicho. Czułam, że jestem cała rozpalona. W sumie, co się dziwić? Właśnie całowałam się ze swoim najlepszym przyjacielem. NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM. Odepchnęłam go tak, że wylądował po drugiej stronie łóżka. Bez dłuższego namysłu podniosłam się do pozycji siedzącej i położyłam ręce na policzkach. Serce łomotało mi jak szalone. Myślałam, że wyskoczy mi z piersi i powędruje na jakąś wycieczkę, nie zabierając mnie ze sobą. Jednak tak się nie stało, ale wszystko było na najlepszej drodze do takiego stanu rzeczy. Białowłosy szybko się podniósł i oplótł mnie ramionami od tyłu. Słyszałam bicie jego serca i czułam gorący oddech chłopaka na swoim karku. Włożył głowę w moje włosy i delikatnie polizał mnie w ramię. Czułam się dziwnie. Odepchnęłam go ponownie, ale i to nie pomogło. Zbliżył się do mnie ponownie i złączył nasze usta w gorącym pocałunku. Znowu nie mogłam mu się oprzeć. Jednak z trudnością zahamowałam się i uderzyłam go w twarz. Po pomieszczeniu rozniosło się echo głośnego plasku, którym został obdarowany białowłosy. Przygryzłam delikatnie dolną wargę i spojrzałam na niego. Pocierał dłonią czerwone miejsce z wyraźnym zdziwieniem widocznym w jego oczach.
- N-Nie baw się moimi uczuciami. Pod ścianą są prezenty, wychodzę. - wstałam, szybko poprawiając włosy oraz sukienkę, po czym opuściłam pokój chłopaków.

***

Rozdział się podoba? Przyznam, że trochę mnie poniosło...hah. c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz