Bohaterowie

Bohaterowie

Witam Was serdecznie! Tę stronę na mym blogu chciałabym poświęcić opisom bohaterów oraz wydarzeniom, które miały miejsce pomiędzy ósmym a dziewiątym rozdziałem. 
***
Od razu informuję, że wpierw powinniście przeczytać wszystko do rozdziału ósmego, zaś później przeczytać opisy bohaterów. Następnie można wziąć się za kolejne rozdziały.
***
Opisy będą zawierały wstęp, w którym będą informacje o danej postaci, zaś później umieszczone zostały krótkie historie dotyczące rozwinięcia relacji pomiędzy bohaterką a jej nowymi przyjaciółmi.
Takie opisanie osób biorących udział w moim opowiadaniu ma na celu dokładniejsze ukazanie cech charakterów poszczególnych nastolatków, a także uzupełnienie czteromiesięcznej luki między ósmym a dziewiątym rozdziałem.
***
Opisy zawierają także zdjęcia (które oczywiście nie należą do mnie), na których są ukazane postacie w postaci ludzkiej jak i narysowanej - czy jak inaczej mogę to nazwać. Chciałam ułatwić wyobrażenie o danych osobach ludziom, którzy to czytają, ponieważ wiem, że niektórym ciężko jest czytać coś, gdy wiadomy jest tylko wygląd fikcyjny (tzn. ten narysowany). Chodzi mi o to, że nie każdy może wyobrazić sobie całość, ponieważ nie każdy posiada odpowiednio rozwiniętą wyobraźnię.
***
Strona będzie uzupełniana za każdym razem, gdy w opowiadaniu pojawi się nowy bohater, lecz (jeżeli bohater pojawia się po grudniu [grudniu w opowiadaniu]) będzie dodane tylko zdjęcie oraz opis postaci.
***
Miłego czytania!

Sophia Anastazja Lambert


Sophia Lambert jest główną bohaterką tejże historii, jak już zapewne się domyśliliście. Gra chamską dla otoczenia dziewczynę. Jednak w pewnych momentach nie jest sobą. Wyglądem przypomina tak zwane "emo", ale tak naprawdę jest zwykłą dziewczyną, taką jak wszystkie inne, prawie... Z biegiem czasu dowiaduje się strasznych rzeczy o swojej przeszłości. Poznaje nowych znajomych. Znajduje się w nich między innymi: Lysander, Violetta, Rozalia, Kastiel, Kentin i Nataniel. Na pozór oschła siedemnastolatka jest ciepłą dziewczyną. Jej przeszłość jest mroczna, lecz ona potrafiła o niej zapomnieć, wbrew własnej woli.
Ma dość długie białe włosy, sięgające niemalże do kolan, lecz i to się zmieni z biegiem czasu. Zielone oczy zawsze promienieją ślepą i mało widoczną radością. Smukła sylwetka to nie wszystko, czym może się pochwalić. Jest również inteligentna, ale nie wygląda zbytnio na taką. Potrafi pomóc każdemu, nieważne w jakiej sytuacji by się znalazł. Jej twarz wygląda anielsko, ale to tylko pozory. Ubiera się dość wyzywająco, ale to nie ma nic do rzeczy. Z wyglądu piękna, zaś z charakteru brzydka. Kto ją poskromi i pozwoli wrócić do dawnej siebie sprzed lat? Nikt tego nie wie. Może być to czarodziejka, jak i zarówno książę na czarnym rumaku. Jednak ona sama nie wie, dlaczego taka jest. Czy to przez przeszłość? Nie do końca. Coś innego ją zmieniło. 



Dakota - Dake

Dakota, a inaczej Dake, to były chłopak Sophie. Jeżeli dobrze pamiętacie to nie był z nią zbyt długo. Ostatni raz widział ją w złym stanie, lecz udało jej się to dobrze zamaskować. Poznali się w dziwny, a zarazem tajemniczy sposób. 
To było w miejscowym parku. Sophia siedziała spokojnie na ławce przy małym jeziorze. Wyglądała olśniewająco! Oczy błyskały czystymi łzami, zaś białe włosy na głowie rozwiane były na wszystkie strony tego okrutnego świata. Słone krople spływały z jej policzków wprost do wody. Szlochała cicho, więc nawet nie zwróciła uwagi, gdy ktoś do niej podszedł. Dakota przykucnął przy niej. Strasznie się przestraszył. Rzadko który facet pozwoli dziewczynie płakać. To okropna rzecz, gdy mężczyzna każe Ci szlochać, a zwłaszcza przez niego samego, czyż nie mam racji? Odwróciła gwałtownie głowę nie chcąc, by chłopak ujrzał ją w takim stanie. Była bledsza nawet od jej włosów. Chwycił ją za podbródek i tym oto sposobem zmusił dziewczynę do spojrzenia mu w oczy.
- Co się stało? - spytał delikatnie. Malowniczy uśmiech wymalował się na twarzy nastolatki. Chrząknęła z gracją i przetarła łzy.
- A może najpierw, jak się nazywam? - zaśmiała się z delikatnego rumieńca na policzku blondyna, lecz zaraz spoważniała. Nie lubiła bowiem głupich podrywów. Nie ze strony takich podrywaczy, których zna całe miasto. Owszem, Dake był popularny, ale nie lubił rozgłosu poza rejony Kuro, rodzinnej miejscowości jego, jak również płaczącej przed chwilą, dziewczyny.
- No tak. Głupio wyszło. Me imię to Dakota, ale mówią mi Dake. A twoje? - zrobił na niej wrażenie swym oficjalnym tonem. Lubiła takich chłopców. Znów zachichotała, ale tym razem z powodu jego imienia. Nie było może zbyt męskie, stąd też wzięło się zdrobnienie "Dake". Nie przepadał za mówieniem do niego Dakota. To go potwornie irytowało. Gdy robiły to słodkie dziewczyny, czuł się jak w niebie.
- Sophia, ale możesz mówić do mnie Sophie. Masz moją szczerą zgodę. - puściła mu oczko i znów odwróciła głowę. - Niecierpliwie czekasz na odpowiedź. Więc zaraz zaspokoję twą ciekawość. - serce chłopaka zaczęło szalenie walić w piersi. Stresował się powodem płaczu dziewczyny. Nie wyglądała na osobę, która robiła to często, dlatego musiał do niej podejść i zainterweniować. - Słuchaj uważnie, ponieważ drugi raz nie powtórzę. Rozumiesz? - zapytała z pełną powagą dziewczyna. Dake pokiwał znacząco głową i uzbroił się w gotowość. - To...to jest głupie, ale skoro już nalegasz... C-Czekaj! Mam pewność, że nikomu o tym nie powiesz? - dodała dziewczyna. Chłopak ponownie bez słowa pokiwał głową. - Dobrze. Zmarł mi pies... - wyznała szczery powód jej szlochu komuś, kogo nie znała. Kojarzyła go tylko z miejskich historyjek jego byłych dziewczyn. W nich zawsze był tym złym, bez wyjątków.
- To nie jest głupie. - odpowiedział z nutką współczucia w głosie. Dziewczyna spojrzała nań porozumiewawczo. Przekazała mu tym, że palnęła taką głupotę tylko i wyłącznie przez chore rozkojarzenie i mocne zmęczenie. - Mogę coś zrobić?
- Tak? - niepewnie odparła. - Da...!  - zbliżył się do niej delikatnie, nie pozwalając jej dokończyć wyrazu. Zapieczętował usta dziewczyny delikatnym pocałunkiem. Zarumienili się jakby zrobili coś zupełnie zabronionego. Tak właśnie się wszystko zaczęło, a jak skończyło doczytajcie sami.
Dakota jest przystojnym blondynem. Jego rysy twarzy są dość mocne. Wykazują tym jego męskość i dojrzałość. Może i te dwie cechy nie są na odpowiednio rozwiniętym poziomie, lecz przynajmniej on sprawia takie wrażenie, póki się go lepiej nie pozna. Pochodzi z Australii, ale mieszka w Kuro przez swojego ojca, który został burmistrzem tego miasta.



Dyrektorka

Dyrektorka Liceum Słodki Amoris to zło wcielone w postać miłej staruszki. Od pierwszego dnia jest urocza, zaś gdy coś przeskrobiesz jesteś wpisany/a na jej czarną listę. Ma dość wybuchowy charakter. Chętnie powiedziałaby Twym rodzicom/opiekunom o Twoich złych uczynkach, lecz i tak powie, że ma za dużo na głowie. Lepiej wezwać ich do szkoły listownie. Zawsze siedzi w swoim biurze z maleńkim psem. Ruda kruszyna przygląda się starszej pani z pode łba, gdy ta woła: "Kiki kochanie, zjedz tą karmę, bo zawołam innego psa". 
Jest starszą siwą panią w różowym uniformie. Zawsze uśmiechnięta, lecz potrafi dać w kość zbójom szkolnym. Chcesz się z nią zmierzyć? Nie próbuj. Ta babcia zna karate.




Kastiel


Kastiel to jedna z pierwszych osób, które poznała Sophia. Przemierzała miejski park i nagle znikąd pojawił się on. Czerwonowłosy młodzieniec o pięknych, szarych oczach. Sami wiecie jak sprawy się dalej potoczyły. Gdyby nie on, przyszłość panny Lambert byłaby wciąż niezmienna, a jednak potrafił ją zmienić na lepsze. Kastiel to chamski i oschły chłopak. Z pozoru wydaje się złą osobą, lecz, gdy się go lepiej pozna, to widać, że jest przyjacielski i po prostu wyszczekany.
Był chłodny, jesienny poranek. Sam nie rozumiał, skąd w jego mieszkaniu tylu ludzi. Podniósł się z kanapy. Mocny ból przeszył jego głowę, niczym świeżo naostrzona strzała. Rozejrzał się po salonie. Wszędzie leżeli ludzie ze szkoły. Nie bardzo pamiętał, co się wydarzyło kilka godzin wcześniej, ale wiedział, że była ostra impreza.
Siedział pod licealnym drzewem i przeglądał jakąś szkolną gazetkę, którą pisał nie kto inny, jak Peggy. Szkolna dziennikarka, która zawsze wtykała nos w nieswoje sprawy. Działała mu na nerwy. Zawsze, gdy otwierał spis treści to widział nagłówki w stylu: "Kastiel znowu wszczął bójkę!", "Kastiel znowu stawia się nauczycielom!", "Kastiel ma nową dziewczynę?!". Wciąż denerwowała go ta mała, czarnowłosa dziewczyna, ale całkowicie ją ignorował. Była dla niego niczym mgła dla kierowcy, który spieszy się do pracy. Przede wszystkim infantylna. Podniósł się z trawy i wyrzucił kolejny egzemplarz szkolnej gazetki do kosza. Tym razem opisała w szczegółach jego randkę. Chwilami miał dosyć tej dziewczyny.
Właśnie odbywała się lekcja niemieckiego dla uczniów kontynuujących jego naukę. Czerwonowłosy spał w najlepsze, gdyż wiedział, że nauczycielka nie odważy się wziąć go do odpowiedzi. Za bardzo się bała samego chłopaka i całych tych jego "wpływów". Był jednym z bogatszych uczniów w szkole, ale uporczywie to ukrywał. Nie cierpiał, gdy ktoś mu to wypominał. Zawsze odsyłał tą osobę z kwitkiem do Krainy Spraw Sądowych. Dukał coś pod nosem i robił nowy ślad na swojej ławce. Tym razem użył markera, bo zobaczył, że inne długopisy się zmywają. Zaczął coś rysować, lecz nie zwrócił uwagi, że jest przez kogoś obserwowany. Podniósł głowę i spojrzał krzywo na dziewczynę. Spoglądali sobie w oczy przez kolejne pięć minut, nawet nie mrugając. Białowłosa uśmiechnęła się łobuzersko i tym sposobem rozproszyła chłopaka. Znów przegrał. Jeszcze ani razu nie udało mu się wygrać w zabawę: "Kto pierwszy mrugnie?". Mimo że pokonywał wszystkich to jej jednej nie był w stanie. Zaśmiał się pod nosem i wrócił do poprzednio wykonywanej czynności.
- Co tam rysujesz? - zapytała delikatnie zwyciężczyni konkursu. Zazwyczaj nie interesowały ją takie rzeczy, ale tak samo było z językiem niemieckim. Wolała popatrzeć na przyjaciela, niż na starą germanistkę.
- Nie twoja sprawa. - odparł oschle przegrany. Sądził, że dzisiaj ją pokona, ale znów się przeliczył. Teraz się dąsał. Ponownie się obraził.
- No przepraszam. Już sobie idę. - wstała i wraz ze szkolnym dzwonkiem wyszła z klasy. Miała dzisiaj kilka spraw do załatwienia, więc zignorowała kolejne spojrzenia chłopaka i już jej nie widział. 
Siedział na schodach prowadzących na drugie piętro. Zastanawiał się, kiedy ostatnio robił imprezę. Pomyślał, że w końcu trzeba nadrobić stracony czas. Podchodził do ludzi, których znał chociaż z wyglądu, przeważnie dziewczyn, i zapraszał ich do siebie na dziesiątą w nocy. Natrafił na takie osoby, jak: Rozalia, Violetta, Iris, Melania, Peggy (do której i tak się nie odezwał), Kim, Klemantyna, Charlotte, Li i Amber. Oczywiście wszystkie odrzuciły zaproszenie. Rozsądził, że wszystkie najlepsze dziewczyny w szkole nie przyjdą, więc nie będzie już takiej zabawy, nie będzie z kim pożartować. Została mu jedna opcja. Zaprosić Sophię. Znał ją bardzo dobrze i wiedział, że nie znajdzie jej tak łatwo, bo zawsze błąka się gdzieś poza murami szkoły lub po samym liceum. Chociaż zaprosił sporo dziewczyn to wciąż mu było mało. Siedział na ławce w klasie i przyglądał się przez okno ptakom. Szybowały z północy na południe. Wzbudzały w Kastielu spokój. Czuł się tak spokojnie, że nie zwrócił uwagi na przyjaciela, który usiadł obok niego.
- Kastiel? - delikatnie machnął mu ręką przed oczami. Brak reakcji. Bardzo dobrze znał ten stan, gdy ktoś coś do ciebie mówi, a ty nie reagujesz. Sam często bujał w obłokach za dnia. Nie był w stanie nad tym zapanować, ale wiedział, jak wybudzić czerwonowłosego. - Mam dziewczynę. - chłopak automatycznie rozszerzył oczy i spojrzał zdziwiony na przyjaciela. Chociaż Lysander nie raz stosował tę technikę to jednak on zawsze dawał się wkręcić. - Po co robisz tę imprezę? - zapytał prosto z mostu. Nie przepadał za domówkami u Kastiela, ale mimo wszystko jeszcze żadnej nie przegapił.
- Jak to "po co"? Trzeba uczcić twój nowy związek! - białowłosy posłał mu zirytowane spojrzenie. Nie przepadał za takimi żartami. - Dobra, już nie żartuję. - nastolatek przeszedł od razu do sedna. - Chcę urządzić kolejną imprezę, bo od kilku miesięcy już żadnej nie było. A poza tym od miesiąca nie piję. - młodzieniec posłał czerwonowłosemu pełne pogardy spojrzenie. Nienawidził bowiem, gdy Kastiel robił domówki z alkoholem, bo zawsze wtedy miał przy sobie narkotyki i papierosy, a czasami nawet dochodziło do stosunków.
- Wiesz, że ci nie schlebię tego durnego pomysłu, ale przyjdę pilnować, żeby znów do niczego nie doszło. - miał na myśli ostatni gwałt. Dziewczyna z pierwszej klasy została zgwałcona przez jednego z pijanych chłopaków, z ostatniej klasy. Akurat obok pokoju przechodził Lysander. Usłyszał głośne krzyki i w mgnieniu oka rzucił się na ratunek nastolatce. Od tamtej pory nie chodziła już do Amorisa. Została przepisana przez rodziców do jakiegoś prywatnego liceum w innym mieście.
- To przychodź. Zaproszę ją dla ciebie. - Lys spojrzał na niego krzywo. Wkurzało go, że Kastiel wciąż drąży ten sam temat.
- Zapraszaj sobie kogo chcesz. Mnie to nie obchodzi. - mówił, jakby go to nie interesowało, ale z drugiej strony wiedział, że, jeżeli ona się zgodzi, to jej zdrowie będzie spoczywać w jego rękach. Pożegnał się szybko z przyjacielem i wyszedł w poszukiwaniu notatnika, lecz nie dane mu było wyjść z sali cało. W drzwiach zderzył się z niską dziewczyną. Uderzyła z całej siły nosem w jego tors. Zaczerwienił się lekko i pomógł jej wstać. Pocierała dłonią zbolały nos, siedząc na stoliku. - Przepraszam, to nie było celowe. Mocno boli? - zmartwił się. Nie lubił być tym, który krzywdzi kobiety, nawet przez przypadek.
- Lys, ja wiem. Mogłam wpierw zapukać. - podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, które uciekały gdzieś na koniec klasy. - Zaraz przejdzie, spokojnie. - uśmiechnęła się szeroko i klepnęła przyjaciela w ramię. - Halo, Ziemia do Lysa, halo! - odwrócił głowę w jej stronę. Dopiero wtedy zauważyła, że w klasie jest ktoś jeszcze. Kastiel - chłopak, który należał do nielicznego grona jej przyjaciół. - Cześć Kas! - machnęła do niego ręką i wróciła do przyjaciela. Nie chciała obecnie rozmawiać z czerwonowłosym, ale, jak sądziła, nie miała wyboru.
- Soph, przyjdź dzisiaj do mnie o dziesiątej. - zabrał niesforny kosmyk włosów z twarzy i obrócił się do przyjaciół. Widział zdenerwowane spojrzenie Lysandra, ale, jak zwykł wykonywać, zignorował je. Niecierpliwie czekał na odpowiedź przyjaciółki i powoli zaczynał się denerwować.
- Co, teraz do mnie startujesz? Złamałeś Amber serce. Idź się tłumaczyć. - Amber była jego kolejną dziewczyną na miesiąc. Zabawiał się z nią podobnie jak z dziesiątkami innych. Taki miał styl bycia. Uwielbiał blondynki, a że Amber była jedną z nich to od dawna miał na nią chrapkę. Takie dziewczyny często traciły przez niego dziewictwo, ale złotowłosa w odpowiednim momencie się wyrwała i uciekła do domu.
- Głupia. Ty mi się nawet nie podobasz. - mówiąc te słowa w ogóle nie patrzył jej w oczy.
- To, domówka o dziesiątej? - zapytała z uśmiechem na ustach. Chłopak skinął głową i chwile siedział, rozmyślając nad czymś.
- Czekaj, zgodziłaś się?! - pod wpływem emocji podniósł się z ławki i podszedł do przyjaciółki. Ona sama była oszołomiona następnym głupim wybrykiem Kastiela. Objął ją ramionami i zaczął śmiać się tak głośno, że nawet jego samego zaczęły boleć uszy. - Nawet nie wiesz, jak cię kocham! - krzyknął głupio, zupełnie nie spodziewając się konsekwencji. Do klasy wpadła czarnowłosa dziewczyna z aparatem  i dyktafonem w dłoni.
- Sophia Lambert, kolejna ofiara miłosnych zagrywek Kastiela. - zaczęła mówić do dyktafonu, wcześniej robiąc zdjęcie Kastielowi i Sophie tulących się. Czerwonowłosy był wyraźnie zirytowany zachowaniem Peggy. Na pomoc przyszedł im Lysander, który całkiem niedawno wstał z ławki i podszedł do czarnowłosej. Chwycił ją za ramiona i powoli obrócił, wyprowadzając ją z klasy. Za to właśnie była najmniej lubianą dziewczyną w szkole, ale jej gazetki sprzedawały się lepiej, niż młodzieżowe czasopisma. Białowłosa odsunęła od siebie Kastiela.
- Tak. Zgodziłam się. - machnęła lekko ręką i wyszła z klasy za Lysadrem. Czerwonowłosy ucieszył się okropnie mocno, aż nie mógł pozbyć się z twarzy uśmiechu. Wiedział, że ona będzie jedną z około dziesięciu dziewczyn na jego imprezie, więc to jaszcze bardziej go satysfakcjonowało. Włożył ręce w kieszenie i wyszedł z sali. Musiał przygotować na imprezę alkohol i jakieś przekąski.
Siedział w sklepie spożywczym już pół godziny, co nigdy mu się nie zdarzało. Miał mały problem z dowodem tożsamości. Wprawdzie był już pełnoletni i cała okolica o tym wiedziała, ale starsza kobieta zza lady uparła się, żeby go sprawdzić. Zniecierpliwiony czekał na jakiś szczęśliwy obrót sytuacji, ale jednak nie trwało to pięć minut. Jego dowód był nieważny o dwa miesiące, więc siwa pani nie dawała za wygraną i trzymała się swojej wersji. Czerwonowłosy oparł się o ladę i założył ręce. Miał już dość tej kobiety. Zawsze sprawiała problemy, nie tylko jemu. Cud chciał, żeby ktoś mu pomógł i tak się stało. Zza półki wyłoniła się niska postać o krótkich, fioletowych włosach. Zerknęła niepewnie, czy jest duża kolejka, ale to, co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Podniosła swój koszyk z zakupami i podeszła do kasy.
- Cz-Cześć... - powiedziała piskliwym głosikiem. Kastiel spojrzał na nią delikatnie zszokowany i zwiesił głowę w dół. Nie potrafił znieść takiego upokorzenia. - Stoisz w kolejce? - zapytała szeptem i wychyliła się, by sprawdzić, ile osób jest przed nim. O dziwo, nie było nikogo.
- Siema. Nie, nie stoję. Ta głupia baba nie chce mi sprzedać piwa, więc stoję tu jak ten kretyn, bo gdzie indziej nie zdążę już kupić. - Violetta spojrzała dziwnie na Kastiela, a zaraz na siwą kobietę.
- Przepraszam panią, ale może pani mu sprzedać te rzeczy? - pani w okularach wychyliła się, by spojrzeć, kto się do niej odzywa. - Mogę potwierdzić, że jest pełnoletni.
- Nie. - krótko odsapnęła kobieta. Niska dziewczyna nie mogła znieść takiej ignorancji w stosunku do niej, bo w końcu  "klient nasz pan", a w tym sklepie najwidoczniej nie panowała ta zasada. Przeszła obok Kastiela i położyła swój koszyk obok zakupów kolegi z klasy.
- W takim razie ja to kupię. - siwa kobieta rozszerzyła oczy i od razu zażądała dowodu od młodej dziewczyny. Wszystko się zgadzało, więc nie mogła odmówić dziewczynie.
Wyszli razem ze sklepu. Nastolatka widocznie się spieszyła, gdyż nawet nie zdążyła się pożegnać. Czerwonowłosy był szczęśliwy, że przynajmniej zdążył oddać jej pieniądze za zakupy. Spojrzał na zegarek. Zostało tylko pół godziny do jego imprezy. Nie mógł pozwolić, by goście czekali, ponieważ na następną domówkę przyszłoby jeszcze mniej osób niż wtedy. Prędko pobiegnął w stronę domu. Nie minęło pięć minut, a już był na miejscu. Zauważył zgarbioną sylwetkę pod swoimi drzwiami. Nie zastanawiając się długo, ruszył w jej stronę i spoglądnął szybko do kieszeni. Machnął kluczami i prędko uchylił drzwi.
- Wchodzisz? - sapnął do przyjaciela i spojrzał na niego zapraszająco. Białowłosy skinął głową i prędko wsunął się do środka. Oboje ściągnęli obuwie i zajęli się przygotowywaniem przekąsek.
- Znowu kupiłeś alkohol? - Lysander rzeknął do niego ze słyszalnym wyrzutem.
- Tak, kochanieńki. Dlatego ty tutaj jesteś. Będziesz mnie pilnować, żeby żadna ślicznotka nie straciła dziewictwa. - machnął do niego obojętnie ręką i poszedł zanieść miski do salonu.
- Tylko ją dotkiesz, a pożałujesz... - różnooki skrzywił się na niepoprawnego przyjaciela i wrócił po napoje.
Po kilku minutach, od ich wejścia do domu, po raz pierwszy zadzwonił dzwonek do drzwi. Białowłosy poszedł otworzyć. Wyjrzał niepewnie za miedziane wrota i dostrzegł całkiem sporą grupę chłopaków z liceum i trzeciej gimnazjum. Nie przepadał za zapraszaniem młodszych od siebie wiekiem, ale to nie była jego impreza i musiał uszanować decyzję przyjaciela.
- Ej, chłopaki. Nawet lokaja sobie wynajął. Ciekawe, czy ma striptiserki? - jakiś gówniarz wskazał palcem na białowłosego. Chłopak zwyczajnie zignorował tą okropną obelgę na swój temat i usiadł na kanapie w salonie.
- Ty, Siwy! Weź skołuj trochę koksu z kuchni. - wysoki na prawie dwa metry liceallista stanął nad Lysandrem i rozkazał mu jednym ruchem ręki. Białowłosy oburzył się, ale jak zwykle zachował spokój. Uniósł się. Teraz już wiedział jak czują się niskie dziewczyny, gdy on spogląda na nie z góry.
- Pier*ol się od mojego kumpla. Jeżeli chcesz coś zdziałać to wal do mnie. - znikąd pojawił się Kastiel ubrany w ciemną bluzę, biały podkoszulek i czarne dresy. Nie zależało mu na wyglądzie, więc ubrał cokolwiek, byleby nie ubrudzić innych ubrań.
- Dobrze, już siadam. - dwumetrowy olbrzym powrócił do pierwotnej pozycji i zaczął nasłuchiwać się muzyce, którą właśnie puszczał czerwonowłosy. Kastiel stwierdził, że już wszyscy przyszli, jednak kogoś mu brakowało. Tak! Zabrakło mu przyjaciółki. Nagle rozległ się delikatny stukot kołatką do drzwi. Lysander zerwał się i pognał otworzyć, a rudzielec zaczął zabawiać gości narkotykami. Białowłosy stanął w progu z Sophią, która spojrzała na wszystkich chopaków z obrzydzeniem.
- Witam! - rzekła niechętnie i zbliżyła się bliżej do przyjaciela. - Na pewno się nie zaćpają? - Lys wzruszył tylko ramionami, jakby to się działo codzniennie i było bardzo nieprzewidywalne.
- Cześć kochana. - podszedł do nich jakiś gimnazjalista, widocznie przyćpany. Jeszcze nikt nie wyglądął tak jak on. Objął delikatnie dłoń dziewczyny i musnął ją ustami. Kastiel widział jak Lysander się denerwuje. Bał się, że zaraz nie wytrzyma i uderzy nastolatka. Młody brunet gwałtownie objął ją ramieniem i przyłożył swe śmierdzące usta do jej ucha. - Ładnie pachniesz. - szepnął, gdy nagle poczuł mocny ucisk na klatce piersiowej. - Ach! - sapnął i zgiął się w pół. Kastiel się przeliczył. Jednak Sophie nie wytrzymała i sprzedała młodzieńcowi ból za dość okazałą cenę. Spojrzała rozdrażniona na bruneta. Wyglądał tak, jakby chciał uciec na drugi koniec pokoju. Jednak nie miał ku temu szans. Podszedł do niego pan domu. Złapał go za kołnierz koszuli i wyciągnął do kuchni.
- Tylko nie przasadzaj. - sapnęła ze współczuciem jakaś blondynka. Kas uśmiechnął się z politowaniem i poszedł dalej. Posadził bruneta na podłodze.
- Słuchaj. To jest jedyna dziewczyna u mnie w domu, do której nie powinieneś się zbliżać. Zapamiętaj to sobie. - klepnął znajomego w ramię. - Ach, i wiedz, że jeżeli coś będzie nie tak jak trzeba to nie ja będę cię bił. Mam od tego ludzi. - rudzielec wyszedł z kuchni i wrócił z powrotem do gości. Wszyscy śmiali się i głośno rozmawiali. Niektórzy tańczyli na parkiecie a reszta...a reszta robiła po prostu inne rzeczy.
Zabawa trwała w najlepsze. Dochodziło do godziny trzeciej w nocy. Większość ludzi już padła i leżała gdzie tylko było wolne miejsce. Pijany Kastiel zabawiał młode gimnazjalistki swoimi głupimi żartami. Mimo że nie były śmieszne, to widocznie je bawiły. Najwidoczniej narkotyki robiły swoje. Dobrze, że po jego imprezach nikt nie popadał w nałóg. Lysander krzątał się od kuchni do sypialni w poszukiwaniu swojego płaszcza, który najwidocziej został potajemnie skradziony.
- Kas... - podszedł do przyjaciela, wyraźnie znudzony poszukiwaniami. Usiadł na kanapie i spojrzał smutno na rudzielca.
- Coś ty taki jakiś nieswój? - czerwonowłosy kazał dziewczynom odejść. Automatycznie zmienił ton głosu i powrócił do siebie, tak jakby nie był w ogóle pijany. - Dziewczyna ci zwiała? - białowłosy posłał mu zdenerwowane spojrzenie. Niespecjalnie lubił żarty przyjaciela, gdy naprawdę coś się działo.
- Nie. Przestań żartować. - złapał się momentalnie za głowę. - Może dla ciebie to błahy problem, ale dla mnie to coś ważnego.
- To, co się stało?
- Ktoś ukradł mój płaszcz. - odwrócił wzrok od rudzielca. Wiedział, że go wyśmieje, ale dla niego ten płaszcz był czymś więcej niż tylko okryciem wierzchnim. Tyle w nim przeżył... Zwyczajnie przywiązał się do niego i nie chciał go stracić.
- Jesteś pewien, że nigdzie go nie ma? - chłopak skinął głową. - Dobrze. Zaraz go poszukam wśród ludzi. - Lysander ucieszył się w duchu, że chociaż ten jeden, jedyny raz zrobił cokolwiek, by mu pomóc. Wrócił do ponownych poszukiwań z delikatną nadzieją, że jego pamiątka może kiedyś się odnajdzie.
Już dłuższy czas paradował w lewo i prawo. Większość gości - tych bardziej trzeźwych - wróciła już do domów, zaś reszta - czyli ci pijani - zasnęli gdzie popadnie. W czasie, gdy Lys szperał w różnych zakamarkach kastielowego domu, sam Kastiel zasnął. Jak zwykle olał słowa i jednocześnie prośbę przyjaciela. Zrobił coś, czego nie miał już nigdy więcej robić. Może i był bardzo zrzędliwym osobnikiem płci męskiej, ale tak daleko mogła się posunąć tylko największa świnia. Lysander ze zrezygnowaniem opadł pod wejściem do budynku. Nie miał już na nic sił. Spuścił głowę w dół. Powieki zaczęły mu same opadać. Czuł się senny już kilka godzin, ale jako "ochroniarz" musiał dbać o porządek i spokój na imprezie. Znikąd usłyszał szuranie podeszwami o chodnik. Gwałtownie uniósł głowę w stronę zbliżającego się osobnika. Delikatny rumieniec wparadował na jego bladą twarz tak dyskretnie, że on sam go nie zauważył. W jego stronę zbliżała się Sophia. No...już chyba każdy wie, kim ona jest. Trzymała coś zwiniętego w dłoni. Usiadła obok chłopaka.
- Lysiu, znalazłam... - uśmiechnęła się i podała płaszcz białowłosemu.
- S-Skąd? Jak? Gdzie? W ogóle...Kas ci powiedział, prawda? - zaczął zasypywać ledwo przytomną dziewczynę setkami pytań. Powoli zaczęła się w nich gubić, niczym Alicja w Krainie Czarów. Przytaknęła na ostatnie pytanie i delikatnie opuściła głowę w dół. Chłopak zobaczył na jej szyi ledwo widoczne zadrapania. - Co ci się stało w to miejsce? - dotknął zimnym palcem jej karku. Nie chciał być wścibski, ni ciekawski. Dziewczyna bardzo dobrze o tym wiedziała. Znała go lepiej niż własne mieszkanie. Podniosła, wcześniej zwisającą, głowę i zwróciła wzrok w stronę przyjaciela.
- Cieszysz się?
- Tak, lecz jednocześnie martwię się o ciebie. Zawsze wpadasz w jakieś kłopoty i nie chcesz o nich mówić. Wtedy sam muszę wszystko z ciebie wyciągać z pomocą sił wsparcia... - objął ją delikatnie ramieniem, nie chcąc, by zmarzła. Dziewczyna wzdrygnęła się a z jej ust można było usłyszeć ciche "khk".
- To bardzo dobrze. Powinieneś się cieszyć. Odzyskałam? Odzyskałam. Więc w czym problem? Wiem, że się martwisz i nie chcę, by było ci przykro z mojego powodu, dlatego też...odpuść sobie ten jeden, jedyny i ostatni raz, dobrze? - próbowała wycisnąć z siebie delikatny uśmiech, ale sama wiedziała, że było widać jak bardzo wymuszony jest. Lysander automatycznie zwrócił uwagę na to, że jego ręka sprawia jej ból. Bez namysłu zabrał ją i pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Nie mogę ci tym razem odpuścić. Pamiętasz, co musiałaś wycierpieć po bójce z nauczycielką, gdy broniłaś Rozę? - złapał delikatnie jej zadrapaną dłoń i spojrzał w jej błyszczące, zielone oczy. Pobłyskiwały widoczną niechęcią do rozmowy. Przecież nie powiedziałaby mu, co się tak naprawdę stało. Musiała coś wymyślić, chociaż było to wielkim wyzwaniem.
- No... Dobra, powiem ci. Zauważyłam człowieka niosącego twój płaszcz w ręce i pobiegnęłam za nim do lasu, do którego wbiegnął. Troszkę się zadrapałam a on stwierdził, że jednak nie warto go zabierać. - serce zaczęło jej bić szybciej. Wiedziała, że białowłosy może z łatwością wychwycić każde kłamstwo z jej ust, ale nie chciała mówić prawdy. Lys spojrzał na nią poważnym wzrokiem. Wiedziała już, że wykrył jej kłamstwo. Zawsze jej powtarzał, że kłamstwo ma krótkie nogi, lecz zawsze zapominała, że nie może przy nim kłamać. - Dobrze. Masz mnie...
- To jak, powiesz mi całą prawdę? - delikatnie nacisnął, by wyciągnąć z dziewczyny prawdę.
- Jak sobie książę życzy. Więc tak... Siedziałam spokojnie w kuchni, szykując napoje alkoholowe dla tych pełnoletnich knypków. Podszedł do mnie Kas: "Pójdziesz po płaszcz Lysa, bo właśnie ktoś go ukradł?". Byłam bardzo zirytowana jego zachowaniem. Wiesz, jest twoim najlepszy przyjacielem, a jak zwykle zwalił całą robotę na mnie, ponieważ wiedział, że znaczysz dla mnie więcej niż ktokolwiek inny i nie pozwolę byś cierpiał przez takie coś. Wracając, wyszłam na dwór i zauważyłam niewielką grupkę dziewczyn, które trzymały twój skarb blisko siebie. Podeszłam do nich i kulturalnie poprosiłam, by mi go oddały po dobroci, lecz chwilę później rzuciły się na mnie jak wilki na zwierzynę. Ostro oberwałam, fakt, ale ważne jest to, iż masz go z powrotem, prawda? - uśmiechnęła się smutno i powróciła wzrokiem na dół. Białowłosy zaśmiał się pod nosem.
- Wiesz, że nie musiałaś aż tak ryzykować? A z tym leniwym idiotą porozmawiam samodzielnie jak już wszyscy wrócą do domów, a on sam wytrzeźwieje. Tymczasem, chodź. Muszę cię opatrzyć. - złapała wyciągniętą w jej stronę dłoń przyjaciela i pogalopowała z nim do łazienki, gdzie ją opatrzył.
W między czasie właśnie obudził się czerwonowłosy. Ledwo podniósł się z kanapy, a już nie mógł się ruszać. Jego ciało dosłownie odmawiało posłuszeństwa. Robiło z nim co chciało. Zajęło mu trochę czasu nim w końcu się całkowicie przebudził. Rozejrzał się w cztery strony świata. Nie miał pojęcia co robią u niego ci wszyscy ludzie. Podejrzewał, że tak dużo wypił, iż nie pamięta co działo się kilka godzin wcześniej. Ruszył swoje leniwe cztery litery z miękkiego łoża i powolno ruszył w stronę toalety. Po drodze sprawdzał każdy pokój, czy aby na pewno wszystko jest na miejscu i nic nie zginęło. Przy trzecim pokoju zdał sobie sprawę co zrobił. Wysłał przyjaciółkę na poszukiwania płaszcza zamiast samemu iść. Wiedział już, że czeka go długie kazanie ze strony przyjaciela. Może i był leniwy, ale jego zawsze słuchał uważnie - nie to co nauczycieli na lekcjach. Sapnął ze zrezygnowaniem, gdy przed toaletą dzieliły go już tylko jedne drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę. Oczy prawie mu wyleciały. To, co zobaczył, przebudziło w nim tak ogromny szok, że już sam nie wiedział czy ma wejść, czy też lepiej się nie narażać. Jednak wszedł. Delikatnie zatrzasnął drzwi za sobą i ruszył w stronę łóżka. Pochylił się delikatnie nad dziewczyną, nabrał powietrza i...krzyknął. Białowłosa zerwała się automatycznie i zaczęła kopać chłopaka. Prędko wślizgnęła się pod kołdrę i przylgnęła ciałem do białowłosego. Kastiela napadł wielki napad śmiechu. Dostał tak ostrej padaczki śmiechu, że prawie udusił się własną śliną. Do jednych z jego hobby należało straszenie ludzi - zwłaszcza tych śpiących. Lysander powoli obrócił się w stronę przyjaciółki i spojrzał nietrzeźwo na czerwonowłosego. Jak on nie znosił tych jego żartów... Według niego były tak płytkie jak kałuża po pięciominutowym deszczu. Objął dziewczynę w pasie i sam wtulił się w nią jeszcze mocniej.
- Jeszcze raz i porachuję ci kości tak, że będziesz ich miał dwa razy więcej. - sapnął białowłosy, chowając twarz we włosach Sosii. Czasami miał ochotę przywalić Kasowi za jego prostackie zachowanie, ale wolał nie ryzykować niczyim życiem. Kastiel zrezygnował z dalszego budzenia tej dwójki i ruszył pędem do toalety. Co go tam zastało? Oczywiście bałagan. Taki, którego jeszcze nigdy nie widział. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem wymalowanym na twarzy i wziął poranny prysznic. Gdy już skończył, ruszył w stronę sypialni, w której wcześniej był. Spojrzał ponownie na łóżko, w którym wcześniej leżeli jego przyjaciele. Zabrakło mu jednej osoby - Sophie. Ruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Zszedł na dół, do kuchni. Wyciągnął z lodówki zimną wodę i wypił pół litra z butelki. W pewnym momencie usłyszał cichy krzyk z salonu. Odgłos kłótni lub czegoś w tym rodzaju. Wszedł do pomieszczenia, w którym spała większość jego gości. Oczy czerwonowłosego prawie wyleciały mu z orbity. Był zaskoczony tym, co zobaczył. Jego niska, białowłosa przyjaciółka budziła wszystkich imprezowiczów. Zdziwił go fakt, iż była tylko w męskiej koszuli i krótkich spodenkach. Podchodziła kolejno do każdego i starała się ich budzić, lecz nie bardzo jej to wychodziło.
- Hej, chłopczyku. Jest już późno. Powinieneś wracać do domu. - uśmiechnęła się nietrzeźwo i spojrzała na niskiego blondyna, leżącego pod oknem. Kucnęła obok niego i klepnęła go lekko w ramię.
- Hę? - sapnął i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wstawaj, wstawaj. Zaraz będzie śniadanie. - ponownie się uśmiechnęła. - Obudzisz resztę ludzi? - spojrzała na chłopaka, który tylko kiwnął głową, wstał i podszedł do pierwszej dziewczyny, która leżała na podłodze. W tym czasie Sophia ruszyła w stronę kuchni.
- Och, cześć! - powiedziała do Kastiela, który poszedł z nią do kuchni. - Wiesz, znalazłam ten płaszcz. - otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej warzywa, po czym wzięła się za robienie kanapek. - Lysander się zdenerwował. Powinieneś mi wczoraj przynajmniej pomóc. Miałbyś mniej kłopotów. - spojrzała w jego stronę. - Pomożesz mi? - podała mu nóż do smarowania masła i kontynuowała robienie śniadania.
- Kobieto, przestań mi mówić, co mam robić, a czego nie. - wziął nóż i położył go na blacie. - Co robiłaś z Lysandrem? - podniósł nóż i zaczął smarować chleb.
- Nic takiego. Tylko rozmawialiśmy. - wyciągnęła nowy talerz na kanapki.
- Tak...i nagle wylądowaliście razem w łóżku... - obróciła się w jego stronę i rozszerzyła bardziej powieki.
- Co ci przyszło do głowy? To, że mi pomógł nic nie znaczy. Poszliśmy szukać wolnego łóżka, bo wiesz...trochę mnie dziewczyny poturbowały i Lysiu nie chciał, bym spała na podłodze. Każdy pokój był zajęty, więc został nam tylko ten. A poza tym, było zimno, więc poprosiłam go, żeby się ze mną położył. - wróciła do robienia kanapek. - Od razu uprzedzę twoje pytanie. Dał mi tę koszulę, ponieważ moja była strasznie podarta. Wiesz jaki on jest. Zawsze za bardzo się martwi...ale za to go... - przerwała wpół zdania, gdy z pokoju obok usłyszała cichy odgłos kłótni. Wyszła z kuchni, ale wcześniej kazała Kasowi skończyć robić śniadanie.
- Chłopaki... - uśmiechnęła się pod wpływem zdenerwowania i podeszła do nich.
- Czego chcesz, dziewczynko? Nie widzisz, że próbuję mu skopać dupę? - sapnął, nieco podenerwowany szatyn.
- Będziecie jeść? - zapytała, patrząc na wcześniej obudzonego blondyna. Chłopak kiwnął głową na znak zgody. Sophia obejrzała się i zobaczyła, że już wszyscy się obudzili, więc złapała brązowookiego za rękę i zaciągnęła go do kuchni. - Pomóż Kastielowi robić kanapki, a ja zaraz do was wrócę. - zabrała talerze z jedzeniem i ruszyła do salonu. - Ludziki, tutaj macie śniadanie. Mam nadzieję, że dobrze się czujecie... - odłożyła talerze na stolik i wróciła do kuchni.
- Już? - czerwonowłosy spojrzał krzywo na białowłosą.
- Tak. Podejrzewam, że możecie już skończyć te kanapki i gotowe. Ja jeszcze skoczę do sklepu po coś do picia. - odwróciła się w tył.
- Chcesz tak iść? - szarooki odezwał się, gdy dziewczyna stanęła w progu.
- A co to za problem? - machnęła ramionami i spojrzała na Kasa.
- Idę z tobą... - zabrał ostatni talerz z kanapkami i ruszył do salonu.
- Ale nie możesz. Nie wiesz, że nie wolno ci zostawiać nieznajomych samych w domu? - sapnęła ze zrezygnowaniem w głosie. - To istne szaleństwo, kochany. Idę sama, czy ci się to podoba czy nie. - ruszyła w stronę korytarza i założyła trampki. Usłyszała jeszcze od Kastiela, że ma wziąć jego kurtkę, więc tak zrobiła.
   Nie minęło nawet pięć minut a Sophia już była z powrotem w domu przyjaciela. Ściągnęła z siebie odzież wierzchnią i poszła do salonu zanieść napoje.
   Po zjedzeniu śniadania wszyscy się zebrali i wrócili do domów. Łącznie z Sophią i Lysandrem, którzy wcześniej pomogli Kastielowi sprzątać dom. Czerwonowłosy był widocznie zdenerwowany zachowaniem przyjaciela., którego zobaczył w łóżku razem z białowłosą. Czuł się nieswojo z myślą, że mogło między nimi do czegoś dojść. W tamtej chwili musiał zaufać przyjaciółce, uwierzyć jej słowom.


Lysander

   Lysander jest chłopakiem, który niegdyś zamieszkiwał sierociniec. Został adoptowany w wieku około siedmiu lat. Jego włosy mają kolor biały, niczym czyste chmury na niebie, zaś z lewej strony głowy, końcówki jego włosów są zafarbowane na czarno. Najniezwyklejszą cechą wyglądu, którą prawie każdy u niego zauważa, jest jego specyficzny wygląd. Najczęściej można go zobaczyć w jakimś wiktoriańskim stroju. Drugą cechą są jego dwubarwne tęczówki. Taką chorobę nazywamy heterochromią. Nie jest ona niebezpieczna. Na ogół jest bardzo roztrzepany. Gdzie nie pójdzie - zawsze się zamyśla, jednak jedną z najczęstszych czynności, które wykonuje, jest szukanie notatnika. Drugą zaś śpiewanie. Wraz z przyjacielem należy do zespołu muzycznego, który razem założyli. Oprócz Kastiela - gitarzysty - do grupy należą jeszcze: Shion jako basista oraz Vanessa jako perkusistka.
   Był chłodny, jesienny dzień. Ciemne chmury widocznie zapowiadały deszcz. Tylko w niektórych zakamarkach była delikatna możliwość dojrzenia ciepłego słońca. Białowłosy Lysander przechadzał się spokojnie po szkolnym korytarzu. Jak zwykle był zamyślony. Jego oczy iskrzyły widoczną ekscytacją. Jednak nikt nie wiedział, dlaczego chłopak jest aż tak podekscytowany. Może nie tyle, co podekscytowany, ale po prostu bardzo szczęśliwy z jakiegoś powodu. Stanął pod drzwiami wyjściowymi i zaczął przyglądać się małym kroplom deszczu, które delikatnie opadały na szklane wrota. Uśmiechnął się i uchylił je. Do środka weszła lekko przemoczona dziewczyna. Spojrzał nań niepewnie.
- Długo szłaś na deszczu? - zapytał, delikatnie zamykając drzwi.
- Głupiś? Nie mieszkam daleko. Akademik jest tuż za rogiem! - odsapnęła poirytowana. Wiedział, że z jej ust padnie taka odpowiedź, ale jednak zapytał ją o to. - Co się tak szczerzysz? - Sophia przetarła dłonią zmoknięte, białe włosy i spojrzała krzywo na przyjaciela. Gdzieś w środku była szczęśliwa, że Lysander w końcu się uśmiechał.
- Bez powodu. Mam dobry humor. - odparł krótko, zwięźle i na temat, lecz skłamał. Miał konkretny powód, by się tak uśmiechać. Dziewczyna skinęła obojętnie głową i ruszyła przed siebie, rzucając wcześniej ciche "Do zobaczenia!".
   Już kolejną godzinę z rzędu siedział samotnie w piwnicy, spoglądając w szarawą ścianę i cicho coś nucąc. Był zamyślony do tego stopnia, że nawet nie zauważył, gdy obok niego usiadła czarnowłosa dziewczyna. Pomachała mu dłonią przed twarzą, ale on nawet nie zareagował. Poczuła się zdezorientowana. Wiedziała, że białowłosy ma skłonności do myślenia o niebieskich migdałach, ale jeszcze nigdy nie był aż tak zagubiony w swoim własnym świecie. Usiadła obok niego ramię w ramię i wbiła mu palec między żebra. Natychmiast zareagował. Złapał dłoń czarnowłosej i spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem.
- Vanessa! - uśmiechnął się, gdy zrozumiał, że może w końcu wyładować swą całą radość, która zbierała się w nim już od kilku dni. Dziewczyna zaśmiała się. Nie sądziła, że chłopak aż tak ucieszy się na jej widok, na jej powrót. Rzuciła mu się na szyję i uścisnęła go z całych sił. - Tak się cieszę, że w końcu do nas wróciłaś.
- A wiesz, że zostanę tutaj do końca liceum? - zaśmiała się cicho. Z niedowierzaniem przyglądała się reakcji białowłosego, który momentalnie objął ją ramieniem. Wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca.
- Mam taką nadzieję. - spojrzał w stronę drzwi. Jego oczy wyglądały, jakby miały zaraz wyskoczyć z orbit. Jego poczynaniom bacznie przyglądał się Kastiel oraz Sophia. Czerwonowłosy wyglądał na zaskoczonego, zaś zielonooka...udawała, że jest jej to obojętne. Stała tylko oparta o ścianę z głową spuszczoną w dół. Lysander odsunął się kawałek od Vanessy i wstał. - Długo tutaj stoicie?
- Na tyle długo, bym mógł być na ciebie zdenerwowany. - bez skrupułów odparł czerwonowłosy. - Dlaczego nie powiedziałaś, że wracasz? - zszedł na dół i przywitał się ciepłym uśmiechem z czarnowłosą dziewczyną.
- Nie odbierałeś telefonu, więc nie poinformowałam cię o tym. - odparła, stwierdzając fakty. - A ty to kto? - zapytała oschle, spoglądając na białowłosą.
- W sumie nadal nie wiem, co tutaj robię. Cześć! - odwróciła się na pięcie i wyszła z piwnicy. Lysander patrzył na miejsce, w którym wcześniej stała jego przyjaciółka, jakby nie mógł oderwać od niego wzroku.
- Coś ją ugryzło? - zapytała czarnowłosa. Była zaskoczona nagłym zwrotem akcji.
- Dokładnie! - odparł Kastiel. Spojrzał złowrogo na przyjaciela i stuknął go w głowę. - Nauczyłbyś się w końcu czytać pomiędzy wierszami. - odwrócił się i wyszedł, zostawiając tę dwójkę sam na sam. Lysander opadł bezsilnie na podłogę.
- Nessa, przepraszam cię za nią. Ostatnio dziwnie się zachowuje. - Chwycił się za głowę i uśmiechnął się do zielonookiej dziewczyny. Usiadła obok niego. Gryzło ją coś. Wciąż była ciekawa, kim jest ta niska istotka.
- To, kto to był...? - zapytała, zupełnie obojętniejąc. Nie wiedziała, że jej przyjaciel poznał kolejną białowłosą dziewczynę, odkąd ona wyjechała z miasta.
- Sophia. Sądzę, że się tego domyśliłaś... Sophia Lambert. Mam nadzieję, że się polubicie. - wstał z podłogi. - Muszę iść na lekcje. Do później. Bądź dzisiaj na próbie.
- Dobrze. - spoglądała jeszcze chwilę na znikającą sylwetkę, po czym również opuściła szkolną piwnicę.
   Białowłosa siedziała samotnie na szkolnym dziedzińcu. Nie obchodził ją zupełnie chłód, który pieścił jej ciało, zimny wiatr, który kuł ją w policzki, ani nic innego. Była zdziwiona zachowaniem przyjaciela. Chociaż przynajmniej znała już powód tak wielkiej radości białowłosego. Zaśmiała się pod nosem, lecz automatycznie spoważniała, gdyż zobaczyła zbliżającą się dziewczynę z piwnicy. Szła zaskakująco szybko w jej stronę. Sapnęła zrezygnowana i wyjęła z kieszeni słuchawki. Nie miała zamiaru jej słuchać. Włożyła je do uszu i włączyła muzykę, po czym zatopiła się w swoich myślach. Nie poczuła nawet, że ktoś klepie ją po ramieniu. Siedziała tam, a jednak była kompletnie nieobecna. Starała się zebrać swoje myśli w jedność, ale każda uciekała w inną stronę. Po chwili zrezygnowała z próby skupienia się. Potajemnie wyłączyła muzykę i zdjęła słuchawki. Spojrzała na zielonooką nastolatkę ze wściekłością w oczach.
- Czego ode mnie chcesz? - białowłosa odwróciła się w stronę dziewczyny. Była zdenerwowana. Wiedziała, że nie polubi czarnowłosej, choćby nie wiadomo co się wydarzyło.
- Pamiętasz mnie może, Sophio? - uśmiechnęła się ironicznie.
- Kretynko, poznałam cię przed chwilą... Chyba normalne, że cię pamiętam. - białowłosa spojrzała na dziewczynę, poirytowana jej głupim pytaniem. Mierzyła ją wzrokiem, jakby chciała jej zrobić jakąś krzywdę.
- Widzę, że jesteś wyszczekana jak Kassi. - sapnęła z uśmiechem na ustach czarnowłosa. - Jestem Vanessa, ale możesz mi mówić Nessa.
- Nie, dziękuję. Nie będę z tobą rozmawiać. - Sophia podniosła się z ławki i wróciła do budynku. Była wściekła. Nie lubiła dziewczyn, które kręciły się przy Lysandrze. Zawsze wtedy robiła się cholernie zazdrosna o niego. Skręciła w ciemny korytarz, z którego prawie nikt nie korzystał i usiadła pod ścianą. Chciała się uspokoić, by nie wyrzywać się na nikim. Przymknęła oczy, po czym zasnęła. Szybko jej to poszło.
   Ktoś usiadł obok niej. Sophia miała twardy sen, lecz akurat udało jej się obudzić. Spojrzała nietrzeźwo na dobrze zbudowaną, męską posturę i przetarła oczy.
- Sośka, coś jest z tobą dzisiaj nie tak? - zapytał czerwonowłosy Kastiel.
- Tak, nie, jednocześnie... Wszystko jest tak strasznie pogmatwane. Nie wiem ile jeszcze tak wytrzymam. To jest za silne. A on... Pisze piosenki o miłości, a nadal nic nie zauważył... - poprawiła włosy i przylgnęła do gorącego Kastiela. - Dziękuję, że przy mnie jesteś, gdy cię potrzebuję. - przytuliła się do jego ramienia i przymknęła oczy. - Kim jest ta dziewczyna?
- Vanessa. Nasza perkusistka. Nie masz się czym martwić. To tylko kuzynka Lysandra. I pewnie zdaje sobie sprawę, że... - zaciął się, gdy zauważył zbliżające się cienie. Ruszył delikatnie łokciem białowłosą. Dziewczyna automatycznie zareagowała i odkleiła się od Kastiela. Przed dwójką przyjaciół ukazały się trzy dziewczyny. Jedna była blondynką, drugą brunetką, zaś trzecia posiadała kruczoczarne włosy. Kierowały się w ich stronę. Blondynka była widocznie zdenerwowana. Prawdopodobnie, gdyby mogła zabić, to białowłosa byłaby już martwa. Kastiel wraz z Sophią wstali i ruszyli w stronę trójki dziewczyn, po czym umiejętnie je wyminęli. Blondynka obróciła się tylko za siebie z pogardą w oczach i nic więcej nie powiedziała.
- Kim one były? - zapytała ze zdziwieniem białowłosa. Była nowa w szkole, więc nie znała zbyt wielu osób.
- Blondynka, to Amber, a tamte dwie: brunetka Charlotte oraz czarnulka Li. Szkolne trio, które zawsze dręczy nowe dziewczyny. - wzruszył ramionami i wszedł do sali lekcyjnej z przyjaciółką.
- Ahm, rozumiem. Mam nadzieję, że nie będą zabawiać się niczyim kosztem przy mnie... - ostatnie zdanie powiedziała jakby do siebie i usiadła w ławce pod oknem. Patrzyła ze spokojem na biały stolik, przy którym usiadła. Nie zwróciła nawet uwagi, kiedy zaczęły się zajęcia. Podniosła tylko wzrok w momencie, gdy ktoś wparował do klasy. Lysander oraz Vanessa. Opuściła wzrok z pogardą i zaczęła dalej czytać książkę. Podniosła rękę w górę, nie zwracając uwagi na spóźnionych, którzy najwidoczniej tłumaczyli się ze swojego zachowania. Pan Farazowski poprosił, by powiedziała to, co miała do powiedzenia.
- Proszę pana, mogę? - podniosła się i podeszła do nauczyciela, który wcześniej skinął delikatnie głową. - W tym podręczniku jest błąd. Powinno być na odwrót, bo w tym momencie to nie ma sensu. - wskazała coś palcem.
- Kochani, na stronie dwunastej w podręcznikach zamieńcie dwa rysunki ze sobą. - odesłał ruchem ręki dwoje spóźnionych do ławki i zaczął tłumaczyć kolejny temat. Sophia w tym czasie wolno ruszyła na swoje miejsce, ignorując smutne spojrzenie białowłosego. Nie chciało jej się nawet na niego patrzeć. Gdy usiadła, ktoś wparował do klasy. Była to rudowłosa dziewczyna, która wyglądała na zmartwioną. Zaczęła przepraszać za spóźnienie, błagać o nie wpisywanie niczego do dziennika. Udało jej się przynajmniej wybłagać nie wpisywanie spóźnienia. Rozejrzała się po klasie. Znalazła tylko jedno wolne miejsce - obok Sophie. Podeszła do dziewczyny.
- Przepraszam, że tak nagle. - usiadła i spojrzała niepewnie na białowłosą. - Jestem Iris, a ty? - podała jej rękę na powitanie, jednak zielonooka nawet nie drgnęła.
- Sophia... Sophia Lambert, ta nowa. Mam nadzieję, że nie będziesz uprzykrzać mi życia. - sapnęła, zniechęcona do rozmowy.
- Hej, coś się stało? Wiem, że nie jesteś taka ponura. Widziałam cię wcześniej, gdy się uśmiechnęłaś. - spojrzała na białowłosą. - Wyskoczymy razem po szkole?
- Mhm, zgoda. - Sophia zgodziła się. Nie widziała żadnych przeciwwskazań, by nie spotkać się z rudą koleżanką. Po dzwonku poszła się spakować i wyszła na dziedziniec. Stanęła obok słupa i czekała na nową znajomą. Zaczynała się niepokoić, bo minęło już dziesięć minut od końca lekcji, jednak postanowiła, że poczeka jeszcze chwilę. Minęło kolejne dziesięć minut. Zdenerwowała się i ruszyła do szkoły. Rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie widziała nawet żywej duszy. Skręciła na piętro, gdzie usłyszała jakiś hałas. Weszła po schodach. Zauważyła blondynkę, która trzymała rudowłosą dziewczynę za warkocz.
- Amber, nie rób tego, proszę... - sapnęła trzymana ze łzami w oczach.
- Dlaczego? Zasłużyłaś sobie na takie coś. - wyjęła nożyczki z kieszeni. Sophia natychmiast podeszła do niej i wytrąciła jej ostre narzędzie z rąk.
- Zwariowałaś?! Chciałaś jej zrobić krzywdę?! Jesteś jakaś niepoważna? - złapała blondynkę za kołnierzyk koszuli i przycisnęła do ściany. - Masz ją przeprosić. Niczym ci nie zawiniła, więc przestań znęcać się nad ludźmi, wariatko. To jak, przepraszasz, czy mam zrobić ci asymetryczną fryzurę? - blondynka spojrzała z przerażeniem w oczach na białowłosą i automatycznie zaczęła przepraszać.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, ale już mnie zostaw, błagam! - zaczęła płakać. Sophia natychmiast ją puściła, by ta mogła spokojnie uciec. Zielonooka śledziła jeszcze spojrzeniem blondynkę, po czym podeszła do rudej.
- W porządku? - uśmiechnęła się, by dodać dziewczynie otuchy.
- Tak. Dziękuję, że się zjawiłaś i mi pomogłaś. - rzuciła się jej na szyję i nie puszczała przez jakieś pięć minut. - Chodźmy już. - zaśmiała się i pociągnęła Sophię za sobą.
   Po krótkim czasie dziewczyny wylądowały w małej kawiarence opodal parku. Usiadły w zacisznym kącie, do którego ledwo docierały szmery z lokalu.
- Idę zamówić coś do picia. Co ci wziąć? - rudowłosa dziewczyna spojrzała z uśmiechem na zupełnie nieobecną koleżankę.
- Cokolwiek, dziękuję. - odwróciła się w stronę roześmianej dziewczyny i spojrzała na zegarek. Nie miała zamiaru spędzać całego dnia z kimś, kogo zupełnie nie znała i nie chciała poznawać. Patrzyła w tarczę zegara, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nagle spojrzała przed siebie i zauważyła, że rudowłosa już wróciła.
- Hej, Sophie... - Iris odezwała się i spojrzała niepewnie na nastolatkę, która wyglądała jakby była wściekła. Wyniknęło to z tego, iż nie lubiła, gdy ktoś nieznajomy zdrabniał jej imię. Jednak zdecydowała się odpuścić dziewczynie. - Dlaczego jesteś dzisiaj taka przybita?
- Nieważne. To nic poważnego. - sapnęła z niechcenia i upiła łyk czerwonej herbaty.
- Nie okłamuj mnie. Wiem, że to coś poważnego, tylko nie chcesz powiedzieć. Nie możesz tego w sobie dusić... - rudowłosa spojrzała krzywo na Sophię, która automatycznie się zmieszała. Nie była przyzwyczajona do takich wyznań, więc ciężko było jej cokolwiek z siebie wydusić.
- No dobrze, skoro nalegasz... Ale przysięgam ci, że jeżeli ktoś się o tym dowie, to nieźle tego pożałujesz. - białowłosa posłała nowej znajomej porozumiewawcze spojrzenie i kontynuowała. - Wiesz, ze nie jestem w tym liceum z własnej woli, prawda? - Iris pokiwała znacząco głową. - Sądzę, że zaczyna mi się tutaj coraz bardziej podobać. I to nie przez wygląd szkoły, nauczanie, czy coś w tym stylu, tylko przez atmosferę, jaka tutaj panuje oraz ludzi, których poznałam. Czuję, że byłoby mi ciężko obejść się bez nich, chociaż i tak dałabym sobie radę. Wracając do pytania, podejrzewam, że ty zapewne znasz tę całą Vanessę... Denerwuje mnie. Klei się do Lysandra jak mucha do lepu. Wygląda, jakby chciała się na niego rzucić i... - zielonooka zatrzymała się wpół zdania, gdy spostrzegła, że do kawiarni wchodzi Lysander z czarnowłosą perkusistką. - Wychodzę, idziesz? - Sophia natychmiast wstała i narzuciła na siebie maskę, która miała ukryć jej zmieszanie i zdenerwowanie. Nie chciał, by ktokolwiek zorientował się, że jest zazdrosna o przyjaciela. Iris wstała i poszła za Sophią, która była już pod drzwiami.
- Iris! - nagle rozbrzmiał dziewczęcy głos. - Kochana, gdzie się wybierasz? Dołącz do nas! - Nessa pomachała do lekko rozkojarzonej dziewczyny, która najwidoczniej nie wiedziała, co ma zrobić. Zerknęła ukradkiem na twarz Lysandra, który wyglądał na bardzo zadowolonego z pobytu w kawiarence. Usłyszała delikatne uderzenie drzwi. Natychmiast się obróciła i spojrzała na cień zielonookiej, bo nic więcej nie było już widać. Stwierdziła, że lepiej zostawić ją teraz samą. Nie wiedziała kompletnie jak ma się zachować. Postanowiła później do niej zadzwonić. Podeszła do nastolatków i usiadła obok Nessy.
- Głupia jesteś. Zrobiłaś to celowo, prawda? - rudowłosa spojrzała z pogardą w oczach na czarnowłosą. Wiedziała, że zielonooka nie przyszła tutaj bez konkretnego celu.
- O czym ty znowu mówisz? Masz, zjedz sobie ciastko. Przejdzie ci. - wcisnęła rudej ciastko do ust i zaśmiała się wesoło. Iris nie była zbytnio zadowolona pobytem w kawiarni z nimi. Przyszła tam z Sophią, a została z kimś innym. Dręczyło ją poczucie winy, gdyż - według niej - powinna pójść za białowłosą, lecz zdecydowała inaczej. Osądziła, że lepiej będzie zostawić ją samą.
   Zielonooka szła przed siebie wolnym krokiem. Jej głowa była spuszczona w dół, zaś włosy okalały jej delikatną twarzyczkę, jak dłonie jej ukochanego wujka. Znikąd przypomniała sobie, że przecież dawno z nim nie rozmawiała. Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer do wujka, jednak nie dane jej było zadzwonić, gdyż nagle zadzwoniła Iris.
- Hm? - białowłosa sapnęła niechętnie do słuchawki.
- Soph... - odezwała się Iris, ale nie dane jej było skończyć, gdyż ktoś zabrał jej telefon.
- No cześć! Jak się trzymasz? - w słuchawce rozległ się głos czarnowłosej. Gdzieś obok było słychać prośby Iris, by oddała jej telefon, ale ta prawdopodobnie ją odpychała i ignorowała.
- Nie będę z tobą rozmawiać. Męczysz mnie. - białowłosa odparła i stanęła pod wysokim dębem. Jej serce zabiło szybciej. Zaczynała się denerwować, chociaż i tak była już nieźle wkurzona.
- Nie bądź niemiła. Chciałam tylko dowiedzieć się, dlaczego wyszłaś. Przecież jest tutaj Lysiu, Iris no i ja! - zaśmiała się wesoło.
- Ech... Odpuść sobie. Nie zauważyłaś, że nie mam zamiaru cię polubić? Jesteś tylko irytującą kretynką. Nie obchodzi mnie to, że grasz w zespole. Resztę członków zniosę, bo nie są tobą...nie są irytującymi dziewczynami, które kleją się do wszystkich jak mucha do lepu. Wyrobiłaś sobie u mnie naprawdę okropne pierwsze wrażenie. Wszystko zepsułaś i wątpię, że kiedyś zostaniemy przynajmniej znajomymi. Więc mogę już porozmawiać z Iris? - białowłosa rozejrzała się dookoła. Chciała sprawdzić, czy nikt nie będzie tamtędy przechodził przez najbliższy czas. Nikogo nie było.
- Nie, nie możesz. - głos czarnowłosej stał się strasznie oschły. - Myślisz, że kim ja jestem, byś mogła tak o mnie mówić? Zrozum, on nigdy nie będzie twój. Nigdy. Nie jesteś tą dziewczyną, na którą czeka już tyle lat i nigdy nie będziesz. Nie zasługujesz na niego. Tylko ja mogę go dostać. - warknęła zgryźliwie. Nagle można było usłyszeć , że ktoś wyrywa jej telefon z rąk. Sophia spuściła głowę w dół. Była już bliska zniszczenia czegoś. Najchętniej przemalowałaby bladą twarzyczkę Vanessy. Bez dłuższego zastanowienia ruszyła w stronę akademika. Chciała położyć się spać i zapomnieć o tym dniu jak najszybciej.
- Sosia...? - w słuchawce rozbrzmiał głos Lysandra. Biaowłosa poczuła się, jakby w jej serce trafiła strzała, która przebiła je na wylot. Była w totalnym szoku. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Po tym, jak się dzisiaj zachowywała w stosunku do przyjaciela, nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Jej dłonie drżały. Nie, nie dłonie. Ona cała drżała. - Hej, jesteś? - chłopak odezwał się ponownie. Dziewczyna, nie mogąc nic z siebie wydusić, mruknęła tylko ciche "mhm" i zamilknęła z powrotem. - Przepraszam cię za nią. Zawsze plecie głupoty. Odkąd tylko pamiętam. Soph, gdzie jesteś?
- Ja... - zacięła się, gdyż nawet nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajduje. - Chyba w parku...nad jeziorem. - dodała, gdy znalazła się obok niewielkiego zbiornika wodnego. Usiadła na ławce i zaczęła przyglądać się małym falom. Była zaskoczona tym, że w ogóle o to zapytał.
- Zaraz tam będę. - źrenice białowłosej urosły do maksymalnych rozmiarów. Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić, co powinna powiedzieć, gdy przyjaciel znajdzie się obok niej. - Czekaj na mnie. - chłopak rozłączył się, zaś Sophia podniosła nogi na ławkę i usiadła w śmiesznej pozycji*. Czuła, że robi jej się słabo, że zaraz padnie trupem na ziemi. Cały dzień ją przytłoczył. Zgniótł jej dumę, serce, wszystkie miłe chwile, które przeżyła. Poczuła, że robi się coraz zimniej. Zaczęła zgrzytać zębami i delikatnie ocierać dłońmi o ręce. Przymrużyła oczy i zatrzasnęła się w swoim własnym świecie.
   Mała dziewczynka siedziała obok odrobinę większego chłopca. Był ciepły wieczór, lecz za jakiś czas miało zrobić się chłodniej.
- Hej, hej! - białowłosa zaczęła szarpać różnookiego za rękaw. - Robi się zimno... - spojrzała niepewnie na rozmarzonego chłopca. - Hej, Lysiu!
- Hm? - odparł, spoglądając na malowniczy zachód słońca.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? - dziewczynka naburmuszyła się i stuknęła go delikatnie w ramię. W odpowiedzi kiwnął tylko głową.
- Przepraszam. Jeżeli ci zimno, to zbliż się do mnie. - odparł po chwili. Zauważył, że białowłosa nie ma zamiaru przysunąć się do niego, więc sam to zrobił i objął ją delikatnie ramieniem. - Zaraz będzie ci cieplej, a teraz patrz. - wskazał palcem jeszcze widoczne słońce. Dziewczynka oniemiała.
- Jest cudowne... - zaśmiała się i położyła główkę na ramieniu chłopca.
   Sophia otworzyła gwałtownie oczy.
- Co to było? - spostrzegła, że mocno dyszy. Stwierdziła, że od telefonu Lysandra minęło już dwadzieścia minut. Zrozumiała, że nie ma sensu dłużej czekać, aż on do niej przyjdzie. Wstała i ruszyła przed siebie trochę chwiejnym krokiem. Nie mogła pozbyć się z głowy wcześniejszego obrazu. Zatrzymała się i spojrzała na piękny zachód słońca. Zaśmiała się sama do siebie i poszła dalej. Czasami zachowywała się dziwnie, naprawdę dziwnie. Jeszcze raz spojrzała na ekran telefonu. Zawiódł mnie. Co się z nim dzieje? Skrzywiła się, gdy przypomniała sobie twarz Vanessy i automatycznie przyspieszyła, by móc być szybciej w akademiku.
   Przekroczyła bramę i znalazła się opodal szkoły. Przyjrzała się rozżarzonemu słońcu i sapnęła zrezygnowana. Nie miała już siły. Tamtego dnia wyczerpała się psychicznie. Zawiódł ją, a myślała, że może mu ufać, zawsze na niego liczyć, polegać na nim, być dla niego wsparciem. Jednak się myliła. Zaśmiała się i skręciła do akademika. Szurała butami o czerwoną wykładzinę, zbliżając się bardziej do swojego pokoju. Zaledwie cztery kroki dzieliły ją od tamtego miejsca. Była już bardzo blisko, lecz w pewnym momencie ją zamroczyło. Ledwo stojąc i widząc cokolwiek wbiegła do pokoju i, zamykając drzwi, upadła na podłogę. Po tym straciła przytomność.
   Po co mi to było potrzebne? Narobiłam sobie zbędnych nadziei i skończyłam jak ostatnia idiotka. A ona? Za kogo ona się uważa? Śmie wracać Bóg wie skąd i zabierać mi przyjaciela? Tch, chciałoby się. Nieważne, że znają się dłużej, ale nie mogę pozwolić, by zachowywał się w ten sposób. Nigdy nikomu na to nie pozwolę. Łapy precz od niego!
- Soph, ocknij się! Hej, dziewczyno! - ktoś trząsł dziewczyną tak mocno, że się obudziła. Spojrzała nietrzeźwo na chłopaka.
- Co robisz w moim pokoju? I jak tu wszedłeś? - zapytała, siadając na podłodze. Była okropnie obolała. Szczególnie na tylnej części głowy, na którą upadła, gdy mdlała.
- Hej, spokojnie, dziewczynko. Chodź. - czerwonowłosy wyciągnął dłoń w jej stronę i pomógł jej wstać. - Jak doprowadziłaś się do takiego stanu? - zapytał, nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna ledwo stoi.
- Ja... Niewiele pamiętam. Szłam do pokoju i nagle mnie zamroczyło. - uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała Kastielowi w oczy. Wyglądał na zmartwionego, co raczej było absurdalną myślą. Posadził ją na łóżku i spojrzał nań z ukosa.
- Dlaczego akurat on? To niesprawiedliwe... - szepnął pod nosem.
- Hę? Co mówisz? - zapytała, podnosząc głowę na przyjaciela. Pokręcił tylko głową i usiadł obok niej.
- Swoją drogą, Lysander cię szukał. Nie wiem po cholerę jesteś mu potrzebna, ale prosił, bym ci to przekazał, jeżeli spotkam cię wcześniej niż on. - spojrzał na nią. - Chciał się z tobą spotkać dzisiaj przed koncertem. O osiemnastej pod klubem Alice.
- Przed jakim koncertem?! - wykrzyczała, spoglądając zaskoczona na przyjaciela. Nie miała pojęcia o żadnej imprezie. Nikt jej nic nie powiedział, a takie rzeczy zazwyczaj są planowane.
- Nieważne. Przyjdź. - Kastiel uśmiechnął się spokojnie. - Dobra, cześć. - pożegnał się i wyszedł z pokoju dziewczyn. Sophia położyła się na łóżku, zasłaniając oczy nadgarstkiem. Pragnienie dowiedzenia się, o co chodzi ją zżerało od środka. Jednocześnie była zdenerwowana faktem, iż nie powiedzieli jej, że będą grali a ona jeszcze nigdy ich nie słyszała. Zaśmiała się głupio pod nosem i zasnęła.
   Sophia ściągnęła nadgarstek z oczu i je otworzyła. Płakałam? Spojrzała w lustro. Jej policzki były lekko zaróżowione, a rzęsy błyszczały niczym rosa na trawie. Czuła, że o czymś zapomniała, ale nie mogła sobie przypomnieć o co chodziło. Usiadła z powrotem na łóżku i wyciągnęła telefon. Siedemnasta dziesięć... O cholera! Gwałtownie zerwała się  na nogi i pobiegła do szafy. Zaczęła się zastanawiać, co ubrać na dzisiejszy wieczór.
- Ahaha, co ja tutaj widzę? Desperacko szukasz czegoś na randkę? - głośno zaśmiała się Rozalia, cicho podchodząc do białowłosej. - Pomogę ci. - uśmiechnęła się i od razu wyciągnęła z szafy nastolatki śliczną, czarną sukienkę. *ilustracja*
- Naprawdę dziękuję, ale nie myśl sobie, że to jest coś ważnego. - Sophia potargała dziewczynę po głowie i poszła się przygotować. W tamtym momencie poczuła, że odkąd przybyła do Słodkiego Amorisa jej charakter uległ gwałtownej zmianie. Kiedyś była okropnie ponurą dziewczyną, która unikała kontaktów z ludźmi ze szkoły, a w Kuro znalazła wielu wspaniałych przyjaciół. Tak naprawdę to oni ją znaleźli, ale to już chyba wiecie. Stanęła przed lustrem i przeczesała włosy. Postanowiła ich nie spinać i zostawić rozpuszczone. Uśmiechnęła się, patrząc na swoje odbicie w wielkim kawałku szkła, a jej policzki od razu nabrały różowych kolorów. Jeszcze nigdy nie widziała u siebie takiego wyrazu twarzy. Wyszła z łazienki i stanęła obok łóżka.
- Jak ty ślicznie teraz wyglądasz. - sapnęła złotooka, udając, że przeciera łzy z policzków. - Ciocia Rozalia dała z siebie wszystko i tym razem. - dziewczyny zaśmiały się głośno. Sophia polubiła nawet białowłosą. Porównując ich teraźniejsze relacje z tymi początkowymi... Naprawdę dużo się zmieniło. Zielonooka spojrzała gwałtownie na zegarek.
- Kurczę, wychodzę, cześć! - wybiegła z pokoju. Do osiemnastej zostało jej niecałe dziesięć minut, więc stwierdziła, że pobiegnie pewien odcinek drogi i może się nie spóźni.
   Stanęła pod murem klubu Alice, próbując uspokoić oddech. Do spotkania zostały jeszcze dwie minuty, a Lysandra jeszcze nigdzie nie widziała. Przerażała ją myśl o tym, że chłopak może się nie pojawić w ogóle. Nie wiedziała, co by wtedy zrobiła. Spojrzała na pełnię księżyca. Zawsze zachwycała się takimi drobnostkami, chociaż dla większości świata one nie znaczyły nawet jednej setnej tego, czym były dla niej. Ponownie odwróciła wzrok na zegar w telefonie. Pięć po szóstej... A Lysandra nigdzie nie było widać. Dziewczyna zaczynała marznąć. Nie wiedziała ile jeszcze ma czekać, ile jeszcze wytrzyma, ile czasu zajmnie mu dojście do niej. Zaśmiała się ze zrezygnowania i weszła do klubu. Wszędzie było pełno ludzi. Wysocy mężczyźni, piękne kobiety. Zauważyła nawet kilka osób ze swojej szkoły, ale nigdzie nie widziała Kastiela, Lysandra a nawet Vanessy. Do jej uszu doleciał wesoły śmiech, jakby kogoś znajomego. Obróciła się w tamtą stronę. Jej serce zabiło niespodziewanie mocno. Nie wiedziała jak ma się zachować. Odwróciła się tyłem i poszła gdzieś w tłum mając nadzieję, że Dakota jej nie znajdzie. Co on tutaj w ogóle robi? Dowiedział się, gdzie będę się teraz uczyć? Schowała się za wysokim mężczyzną.
- Przepraszam, mogę tutaj stanąć? - zapytała, spoglądając w górę na twarz bruneta. Ten kiwnął tylko głową i dalej pisał coś na telefonie. Mimo jako takiego ukrycia bała się, że Dake ją zauważy. Oczywiście, poradziłaby sobie w walce z nim, ale wiedziała, że jest zdolny do gorszych rzeczy niż bicie kobiet. Przeszła jeszcze bardziej w przód i wylądowała w kącie pomieszczenia. Sądziła, że na chwilę obecną będzie bezpieczna. Spojrzała na scenę, na której właśnie pojawił się zielonowłosy mężczyzna ubrany w ciemne ubrania. Wziął mikrofon do ręki.
- Witamy wszystkich zebranych! Wiemy, że wszyscy czekają na ten moment zniecierpliweini, ale to już koniec. Przepraszamy za delikatne opóźnienie. - zaśmiał się. - A teraz zapraszamy na scenę zespół z pobliskiego liceum! Życzymy dobrej zabawy! - zbiegł ze sceny widocznie roześmiany, a zamiast niego na drewniane podwyższenie wszedł wcześniej zapowiedziany zespół, na który wszyscy czekali. Cały tłum zaczął klaskać, zaś dziewczyny piszczały z radości. Tylko Sophia stała w rogu ze spuszczonym wzrokiem w dół. Była zawiedziona, że przyjaciel nie pojawił się tam, gdzie mówił Kastiel. Spojrzała na scenę dopiero, gdy zaczęła grać muzyka. Pierwszą dostrzagła Vanessę. Grała na perkusji w totalnym skupieniu, nie zwracając uwagi na widownię. Chyba była trochę zdenerwowana występem. Drugiego zauważyła gitarzystę. Brązowowłosego chłopaka o ślicznych, czarnych oczach. Nie wiedziała jak miał na imię, ale wiedziała, że niedługo się tego dowie. Spojrzała bardziej w prawo na Kastiela, który wyglądał na lekko zestresowanego, ale dostrzegała to tylko dlatego, że już jakiś czas go znała. Na ostatnią twarz spojrzała dopiero, gdy z jego strun głosowych wydobył się melodyjny dźwięk. Serce białowłosej zaczęło bić szybciej. Jeszcze nigdy nie słyszała, ani nie widziała, by jej przyjaciel śpiewał. Wiedziała, że to robi, ale nie miała pojęcia, że aż tak mu to wychodzi. Każde słowo przebijało się przez jej serce, powodując na jej ciele ciarki. Czuła się wspaniale. Nie wiedziała, jak ma się zachować, więc zaczęła klaskać w rytm muzyki razem z tłumem ludzi. Nagle do jej uszu doleciała melodia jej ukochanej piosenki.*** Z oczu nastolatki popłynęły łzy szczęścia. Nie sądziła, że kiedykolwiek rozpłacze się na jakiejkolwiek piosence. Natychmiast zaczęła je ocierać. Bała się, że ktoś ją tak zobaczy, więc poszła do toalety. Na jej szczęście nikogo w środku nie było. Spojrzała w lustro. Jej odbiecie śmiało się. Śmiało się razem z nią samą. Zsunęła się po ścianie i chwyciła się za brzuch. Nie mogła przestać się cieszyć ani uśmiechać. Była w szoku i jednocześnie w zachwycie. Szczęście i radość ściskały ją z obu stron, nie pozwalając jej się wydostać z ich uścisków. Czuła, że za chwilę eksploduje, że nie wytrzyma psychicznie z tego powodu, gdy nagle ktoś wszedł do środka. Była to niska lolitka o blond włosach i ciemnej sukience. Na jej grzywce malowało się różowe pasemko. Miała piękne, ciemnoniebieskie oczy, których widokiem obdarzyła białowłosą. Zielonooka nadal się śmiała, spoglądając na niziutką dziewczynkę, która wyglądała na bardzo młodą - mniej więcej druga klasa gimnazjum.
- Ach, teraz gdzie się nie wejdzie, to jakiś ćpun siedzi... - odezwała się blondynka, poprawiając w lustrze makijaż.
- Wypraszam sobie. Jestem w stu procentach normalna. - białowłosa wstała z ziemi i doprowadziła się do porządku, przestając się śmiać. Spostrzegła, że jest tylko trochę wyższa od blondynki.
- No na pewno normalna. Siedzi w łazience i śmieje się do podłogi. Phi... - parsknęła i stanęła, obracając się w stronę zielonookiej. - Jestem Nina, a ty?
- Sophia. - odparła, zakładając rękę na biodro.
- Co tutaj robisz? Przyszłaś się pośmiać, czy na koncert? - przyjęła tę samą pozę co białowłosa i momentalnie się uśmiechnęła.
- Ahm, miałam spotkać się z przyjacielem przed klubem, ale mnie zlał i się nie zjawił, więc weszłam do środka, bo wiedziałam, że ma zaraz koncert. - uśmiechnęła się. - A gdy usłyszałam jak śpiewa moją ulubioną piosenkę, to po prostu... Tak wyszło. - spojrzała na blondynkę, hamując dalszą wypowiedź. Trochę się zapędziła i za dużo powiedziała. Niebieskooka nastolatka patrzała na Sophię zabójczym spojrzeniem. Była trochę jak jakiś potwór, który może zabijać wzrokiem.
- Lysander jest mój, więc wara od niego, złotko. - odparła na pytające spojrzenie białowłosej. - Jak się do niego zbliżysz, to pożałujesz.
- Wybacz mi, ale jesteś tylko dzieckiem i nic mi nie zrobisz. Ewentualnie się odegram i to ty będziesz cierpieć bardziej niż ja. - zielonooka się uśmiechnęła i opuściła łazienkę. Usłyszała bowiem, że koncert dobiegł końca, więc stwierdziła, że chce zobaczyć Lysandra. Usiadła przy barze i poprosiła o coś do picia, a chwilę później poszła zająć miejsce przy stoliku. Żałowała, że nie wysłuchała całego koncertu, ale jakoś wyboru sobie nie dała, chowając się w toalecie i rozmawiając z jakąś dziewczynką. Wzięła łyk napoju i oparła się o oparcie. W całej sali zostało tylko kilka osób i sprzątaczka z barmanem. Nie przejęła się tym za bardzo i rozglądała się spokojnie po lokalu. Nagle do jej uszu dobiegł znajomy głos. Automatycznie spuściła głowę w dół. Zrobiła to, ponieważ nie chciała by Dake ją zobaczył. Jakoś niespecjalnie widziała siebie rozmawiającą z nim. Zauważyła, że usiadł na krześle obok niej. W tamtym momencie zrozumiała, że już po niej.
- Witaj, piękna. Czemu siedzisz tutaj tak samotnie? - przybliżył się do niej. Od razu poczuła okropny odór alkoholu, wydobywający się z ust chłopaka. Podniosła głowę i spojrzała w jego stronę. Lekko błękitne oczy przyglądały się jej twarzy. Robiło jej się niedobrze na samą myśl o tym, że kiedyś z nim była. Do ich stolika dosiadło się dwóch mężczyzn. Jakiś brunet i blondyn. Nie wyglądali przyjaźnie. - Panowie, mamy tutaj nową zdobycz! - zaśmiał się i objął Sophię ramieniem. Dziewczynę przeszły ciarki. Zaczęła się go odrobinę bać. Chwilę siedzieli w tej pozycji, ale zaraz chłopak chwycił podbródek białowłosej i tym sposobem zmusił dziewczynę, by na niego spojrzała. Nawet nie próbowała się opierać, ponieważ nie wiedziała co mogą zrobić z nią tamci dwaj faceci. - Hm, ładna jesteś. Aż mi się ciebie szkoda zrobiło. - wybuchnął śmiechem, po czym zamilkł. Przyglądnął się twarzy nastolatki jeszcze raz, a ona tylko przymknęła oczy, nie chcąc patrzeć na blondyna. Nagle poczuła, jak coś mokrego przejeżdża po jej policzku. Otworzyła oczy i spojrzała z przerażeniem na Dakotę, który właśnie lizał jej twarz niczym pies. Wystraszyła się. W tamtym momencie naprawdę zaczęła się obawiać o swoje życie.
- Ej, Dake. To się zaczyna robić nudne. My też tutaj jesteśmy, wiesz? - odezwał się brunet, spoglądając wrogo na blondyna. Ten automatycznie puścił Sophię i spojrzał na mężczyznę.
- Jeżeli chcesz się pobawić, to usiądź obok nas. - sapnął nieco zażenowany całą sytuacją. Spostrzegł kątem oka, że nastolatka próbuje wytrzeć obśliniony policzek nadgarstkiem, więc zbliżył się do niej. - Nie uciekniesz mi, skarbie. Zapłacisz za te bezlitosne upokorzenie mnie. - szepnął jej do ucha. Białowłosa zamarła w pozie, w której była chwilę wcześniej i przestała się w ogóle ruszać. Tym razem zaczęła się naprawdę bać. Zwłaszcza, gdy zauważyła bruneta, siadającego obok niej. Czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z klatki piersiowej i ucieknie, napędzane szybkimi uderzeniami. Nie wiedziała, co ma zrobić. Przecież nie mogła zacząć krzyczeć, bo mieli przewagę liczebną i nikt nie byłby w stanie jej pomóc. Nawet ochrony nie było w tym barze... Zaczęła błagać w myślach, by ktokolwiek ją uratował, ale wiedziała, że takie prośby są na marne. Już się poddawała, bo za bardzo wyjścia nie miała. Z jej policzka spłynęła słona łza. Łza spowodowana strachem i bezradnością, które nie były jej potrzebne w tamtym momencie. Chciała tylko pomocy - nic więcej. Nagle coś strzeliło w nią jak grom z jasnego nieba. Na jej ramieniu wylądowała chłodna dłoń, która miała bardzo przyjemny dotyk. Spojrzała na chłopaka. Myślała, że sobie coś wyobraża, ale jednak była to rzeczywistość.
- Przepraszam panów najmocniej, ale ta dziewczynka należy do mnie i nie mam zamiaru się nią dzielić. - odezwał się czerwonowłosy wybawca, stając obok stolika.
- My również przepraszamy, ale nie była pilnowana, więc możemy ją sobie przywłaszczyć. Znalazione nie kradzione. - sapnął brunet zażenowanym głosem, jakby robiąc za ochroniarza pozostałej dwójki.
- Mała, wstawaj. Idziemy do domu. - spojrzał na nią spojrzeniem, którego jeszcze nigdy nie widziała. Z jego oczu cisnęły gromy. Złote, niczym najczystsze skarby. Dziewczyna nie miała zamiaru się ruszyć, ponieważ była otoczona i bała się, że coś jej zrobią, gdy tylko spróbuje wstać. - No podnieś swój chudy tyłek i podejdź do mnie. Teraz. - powiedział wrogo, jakby właśnie rozkazywał swojemu psu do niego przyjść. Dziewczyna, bojąc się bardziej Kastiela niż trójki facetów, wstała, ale nie udało jej się zbliżyć do czerwonowłosego nawet na krok.
- Powiedziałem chyba, że jest nasza i jej nigdzie nie puścimy, nie? - warknął blondyn, przyciskając nastolatkę do siedzenia. Sprawiał jej ogromny ból i nawet o tym nie wiedział. Chociaż pewnie jakby wiedział, to i tak by go to nie obchodziło. Sophia zauważyła, że Kastiel zaczyna się denerwować, więc przymknęła oczy i skuliła się na siedzeniu, ponieważ nie chciała oberwać w razie ewentualnej bójki. Usłyszała ciche kroki i głośny huk. Podniosła się i otworzyła oczy. Cała trójka wychodziła z baru, ile sił w nogach. Czerwonowłosy stał z boku i przecierał swoje dłonie. Podszedł do zielonookiej i podał jej dłoń.
- Chodźmy stąd do reszty. - powiedział. Nastolatka złapała go za dłoń i ruszyła z nim w stronę wyjścia. Po drodze mu podziękowała za ratunek i za to, że powiedział jej o koncercie. Gdyby nie on, to pewnie nigdy by nie usłyszała jak Lysander śpiewa.
   Szli już jakieś dziesięć minut, a do baru mieli kolejne dziesięć. Czerwonowłosy powiedział dziewczynie, że idą świętować udany koncert w pobliskim pubie wraz z resztą zespołu. Dopiero po czasie zauważył, że jego przyjaciółce jest zimno, więc oddał jej kurtkę, mimo tego, że odmawiała przyjęcia odzieży chłopaka. Po dobrych trzydziestu minutach znaleźli się w końcu na miejscu. Kastiel wpuścił Sophię przodem i, po jej wejściu do lokalu, znalazł się w środku. W ich oczy automatycznie rzuciły się brązowe ściany, do których idealnie pasował wystrój pubu. W kątach stały wysokie, zielone rośliny, pięknie współgrające ze swoimi doniczkami. Stoliki były utrzymane w ciemnych brązach, a ich obrusy posiadały kolory kremowe, podchodzące lekko pod cappuccino. Przyjaciele od razu odnaleźli wzrokiem resztę zespołu i postanowili do nich dołączyć. Kastiel usiadł obok Vanessy, a Sophia nie wiedziała, co ma zrobić, więc zajęła jedyne wolne miejsce - obok Lysandra. Rozejrzała się dookoła i dostrzegła maleńką lolitkę, która siedziała z drugiej strony białowłosego i tuliła się do jego ramienia. Zrobiło jej się trochę głupio, po tym, co przeżyła jakiś czas temu, więc odwróciła wzrok w inną stronę. Tym razem zauważyła bruneta, który uśmiechał się od ucha do ucha, patrząc na nią.
- Jestem Shion, a ty pewnie Sophia, prawda? - zapytał, szczerząc bardziej zęby. Dziewczyna kiwnęła tylko głową na potwierdzenia jego przypuszczeń i spojrzała na niego. - W ogóle, długo tutaj będziemy? Zaczynam się nudzić... - sapnął, trochę ponury, lecz z wesołą podkówką na ustach.
- Będziemy tutaj, dopóki ostatnia osoba nie pójdzie do domu. - odparła Nina, pokazując chłopakowi język. Ten się tylko zaśmiał i upił łyk soku.
- Lysiu, zazdroszczę ci. Wszystkie się tak do ciebie lepią, a ja mam tutaj tylko Nessę. - zaśmiał się, gdy dziewczyna uderzyła go łokciem w żebra. Wyglądał na takiego, który lubi się ze wszystkiego śmiać. Posiadał naprawdę specyficzne poczucie humoru.
- Wypraszam sobie. To było ostatnie miejsce przy stole, a Kastiel zajął miejsce obok Vanessy, więc musiałam tutaj usiąść. - odparła obojętnie Sophia, spoglądając na bruneta. Ten zaśmiał się tylko, podobnie jak czarnowłosa i szarooki.
   Czas mijał szybko, a do domów poszli już prawie wszyscy z wyjątkiem Lysandra, Niny i Sophie. Białowłosa usiadła naprzeciwko blondynki przyklejonej do Lysandra i patrzyła na nią wrogo. Denerwowała ją. Szczególnie jej głupie miny, których różnooki nie widział i którymi obdarowywała tylko Sophię. Za każdym razem, gdy na nią patrzyła, ta przytulała się do Lysandra jeszcze bardziej, powodując u nastolatki napływ negatywnych emocji.
- A wiesz, że mieszkam z Lysiem w domu? - blondynka zaśmiała się słodko i zaczęła się przyglądać reakcji obu stron. Lysander spojrzał niepewnie w stronę białowłosej, która nie wykazywała żadnych emocji. W jej myślach pojawiał się tylko obraz kłótni Kastiela i białowłosego, gdy wspominali coś o mówieniu komuś o kimś.**** - I wiem, że już u niego byłaś... - powiedziała Nina, automatycznie robiąc poważną minę. Sophia od razu zrozumiała, że chłopcy kłócili się wtedy, ponieważ Kastiel powiedział Ninie o tym, że białowłosa była u Lysandra.
- Co to zmienia? - odparła zielonooka, zupełnie niewzruszona miną lolitki. Nie miała dłużej ochoty przyglądać się małemu dziecku, które lepiło się do jej przyjaciela. Za każdym razem, gdy na to patrzyła, robiło jej się niedobrze. Czuła, że za moment zwymiotuje, więc unikała kontaktu wzrokowego z dziewczynką.
- No... - nastolatka straciła wątek, gdy tylko zapragnęła odpowiedzieć białowłosej. - Coś na pewno! - krzyknęła, ściskając ramię Lysandra. - A i tak on jest mój i nie dam ci go, choćby nie wiem co. Jesteś dla niego za głupia, idiotko! - Nina pokazała jej język i uśmiechnęła się zwycięsko. W tym samym momencie białowłosy odtrącił blondynkę i spojrzał na nią wrogo.
- Nino... Wracaj do domu. - powiedział do niej, spoglądając głęboko w jej ciemnoniebieskie oczy. Możnaby stwierdzić, że różnooki się zdenerwował, chociaż nie dawał tego po sobie poznać. - Już czas, abyś położyła się spać. Shion czeka na ciebie na parkingu, więc do zobaczenia. - wyprowadził nastolatkę z pubu i wrócił do białowłosej. - Przepraszam cię najmocniej za jej zachowanie. - powiedział do dziewczyny, która jakby w ogóle go nie słuchała. W tamtym momencie zastanawiała się nad słowami blondynki. Nie sądziła, że jakieś dziecko kiedykolwiek tak do niej powie, a już na pewno nie osądzałaby o to kogoś, kto zadaje się z Lysandrem. Głupia blondyneczka. Po co ja się nią w ogóle przejmuję? Natarczywe myśli męczyły nastolatkę i dopiero po chwili zrozumiała, że białowłosy usiadł obok niej. - Soph, naprawdę cię za nią przepraszam. Nie gniewaj się. - spojrzał na dziewczynę trochę przerażony. Bał się, że się na niego obraziła i nie będzie z nim rozmawiała, ale na jego szczęście się pomylił. Białowłosa momentalnie rzuciła mu się na szyję, chowając swoją twarz w jego włosach. Różnooki nie wiedział jak ma zareagować na nagłe zachowanie przyjaciółki, więc tylko objął ją w pasie i się uśmiechnął. Odkąd poznał Sophię uwielbiał jej dziwne zachowania, gdy zostawali sam na sam ze sobą. Wydawało mu się wtedy, że białowłosa jest małą, bezbronną owieczką, która zgubiła swoje stado i nie ma się gdzie podziać. Zawsze w takich momentach starał się udawać spokojnego, co mu nie wychodziło i po prostu zaczynał śmiać się razem z białowłosą.
   Nastolatkowie wrócili razem do akademika, po drodze ciągle rozmawiając o wszystkim i jednocześnie o niczym. Byli roześmiani od ucha do ucha, a ludzie, którzy jeszcze przechadzali się ulicami miasta, wyglądali, jakby zobaczyli właśnie kosmitów. Przede wszystkim w ten sposób przyjaciele zacieśnili więzi między sobą i od tamtej pory spotykali się jeszcze częściej niż zawsze.



Nataniel

   Nataniel to szesnastoletni chłopak o pięknych blond włosach i złotych, niczym najpiękniejsza biżuteria, oczach. Prawdopodobnie pamiętacie, że poznał Sophię, gdy ta po raz pierwszy pojawiła się w liceum. Wtedy zawitała do pokoju gospodarzy z wrogim nastawieniem do życia. Już pierwszego dnia, gdy ją ujrzał stwierdził, że musi ją lepiej poznać. Według niego wyglądała jak anioł, który właśnie zstąpił z Nieba, specjalnie dla niego. Obawiał się odrzucenia z jej strony, ale jakoś sobie poradził.
   Był słoneczny sobotni poranek. Ptaki ćwierkały głośno, jak na tę porę roku. Nataniel spacerował spokojnie po parku. Wsłuchiwał się w najciższy dźwięk. Nie potrafił się nacieszyć tą chwilą, która i tak trwała krótko. Spotkał ją - swojego anioła. Natychmiast postanowił, że w końcu się do niej odezwie. Nie trafił w najlepszym momencie. Nastolatka siedziała nad małym źródełkiem i dotykała delikatnie wody swą dłonią. Coś kapało do cieczy. Nie był to deszcz, ani śnieg. To były łzy. Podszedł niepewnie do białowłosej. Bał się jej reakcji. Wiedział, że jest wybuchowa, że zna najsłabszy punkt każdego człowieka, że nie ma u niej szans, ale odważył się. Zebrał wszystkie siły i odezwał się cicho.
- S-Sophie? - szloch ustał. Zauważył, że nastolatka ociera łzy. Zastanawiał się, dlaczego nie lubi okazywać uczuć? "Może się boi? Na pewno nie" rzekła jego kłamiąca inteligencja. Dziewczyna uniosła się i już miała iść stamtąd, lecz blondyn złapał ją za rękę w odpowiednim momencie. Kącik jej ust uniósł się delikatnie w górę. Lubiła, gdy facet zatrzymywał ją w ten sposób. Rzadko, który był odważny do tego stopnia, żeby do niej podejść na chociaż trzy metry, ale mu się udało i nie został skrzywdzony. W końcu uważał ją za Anioła. - Nie odchodź. Powiedz mi, co się stało? - przyparł ją do swojego torsu. Nigdy nie był z dziewczyną tak blisko, nie licząc Amber i Melanii. Sam nie rozumiał, dlaczego zachowuje się w ten sposób. Przecież zawsze był tym "grzecznym chłopcem". To Kastiel robił za buntownika, a nie on. Przemiły, klasowy gospodarz właśnie napastuje koleżankę. "Może ona tak na mnie oddziałowuje? Wiedziałem, że jest Aniołem!" ponownie mówił jego umysł.
- Nie wiem, czy ci to tak łatwo pójdzie. - sapnęła z zażenowania i znudzenia. Lubiła mądrych chłopców, ale tych brutalnych. Nie tych grzecznych maminsynków. Wolała tych ostrzejszych, co sprawiało, że na dobrą chwilę szansę miał tylko Kastiel albo Kentin, ale ona już sobie kogoś upatrzyła. Już miała ochotę na jakiegoś przystojniaka z Amorisa.
- Co mam zrobić, byś mnie polubiła? - zaskoczył ją, że zapytał o coś innego, niż mówiły jej oczekiwania. Zastanawiała się chwilę nad propocycją nastolatka, lecz nie przychodziło jej to z łatwością. Na prawdę się bała. Do głowy wpadł jej idiotyczny pomysł, jak na tak inteligentną osobę. Nataniel wypuścił ją z ramion i dał wypowiedzieć najgłupsze zdanie w jej życiu.
- Pocałuj mnie. - stanął jak wryty. Zakrztusił się własną śliną. Obawiał się, że nie poradzi sobie z chęcią stracenia dziewictwa z nią. Oglądał za dużo romansideł i myślał, że od razu z pocałunku wyjdzie ostra jazda bez trzymanki, a na dodatek w parku, gdzie jest jeszcze dużo ludzi. Spojrzał nań niepewnie. Dziewczyna uśmiechała się szyderczo. Wciąż czekała na jakąś sensowną odpowiedź, ale zamiast niej napotkała się z ustami blondyna. Poczuła, że jest nowy w tych sprawach, ale pragnęła w końcu poczuć faceta. Te dreszcze podniecenia nie przechodziły przez nią od rozstania z Dakotą. Wiedziała już, że skradła pierwszy pocałunek koledze z klasy, ale on sądził podobnie o niej. Powiesiła się na jego szyi i sapnęła cicho. Delikatny rumieniec malował się na twarzy blondyna, ale nie dał tego po sobie poznać i skrył swą twarz we włosach białowłosej.
- Nataniel, przepraszam. - szepnęła mu cicho do ucha. Automatycznie się od niej oderwał. Wystraszył się czegoś. Czegoś, czego sam nie mógł przewidzieć. Spojrzał na nią i podrapał się po głowie. Przestraszył się jej. Myślał, że zaraz wybuchnie, bo do tego akurat była zdolna. Znał ją już cztery miesiące, ale był w stanie stwierdzić to po niej.
- A-Ale za co? - odparł ledwo słyszalnym głosem. Nie chciał, by słyszała jego drgające struny głosowe. Obawiał się najgorszego.
- Za to, że cię zraniłam. Nie chciałam! - wtuliła głowę w jego rozgrzany tors i zaczęła łkać. Właśnie stało się najgorsze. Jej drugie "ja" właśnie się przebudziło i zebrało całą winę na siebie. Sophie nie lubiła, gdy wpadało do niej tak nagle, ale nie było odwrotu. "Skoro już zaczęło tą denną rozmowę to muszę ją kontynuować" rozmyślała w głowie. Chłopak stał jak ściana. Czuł, że tusz do rzęs nie zejdzie tak łatwo z jego białej koszuli, ale nie mógł jej od siebie oderwać. Wciąż sądził, że ma nikłe szanse u niej. Zrobił to, co chciała, więc czemu miałby ich nie mieć? Właśnie! Nie mógł należeć do grona jej "podrywaczy", ponieważ ją to zwyczajnie nudziło. Szybko spławiała takich osobników z torbami. Domyślił się, że może zostać kolejną ofiarą, więc bez dalszego przyglądania się beksie, powiedział:
- Nie szlochaj mi już. Nie lubię płaczących kobiet. - "A więc nie pociągają cię one?" zapytała sama siebie w myślach. - Zostańmy przyjaciółmi i zapomnijmy o całej tej sytuacji, zgoda? - jego oficjalny ton głosu, jego barwa. Słyszała już, że pora zakończyć tą głupią scenę niczym z jakiegoś taniego romansu. Otarła łzy i uśmiechnęła się. Jej twarz znów rozpromieniał szczery uśmiech, ale, czemu się cieszyła? Ponieważ ON zrobił pierwszy krok, czy może jest jej weselej z powodu nowego paktu przyjaźni? Sama tego nie rozumiała. Cieszyła się ze wszystkiego. Z brudnej koszuli blondyna, z jego zdziwionej twarzy, a nawet z samej siebie, że zrobiła takie głupstwo i tym zapieczentowała nową przyjaźń damsko-męską. Nataniel potargał jej włosy i powiedział, ze musi jak najszybciej pozbyć się plamy, nim jego mama dorwie się do jego ubrań i zacznie wypytywać, czyi to tusz i gdzie został kupiony. Blondynki, nigdy ich nie rozumiał. Rozeszli się w swoje strony i rozmawiali już tylko w szkole na przerwach.

   W ten sposób Nataniel zdobył Anioła za swoją przyjaciółkę. Mieli przed sobą wiele sekretów, ale nie to ich łączyło. Przede wszystkim tamta sytuacja. Te miny, uśmiechy, łzy. Wszystko na samą myśl wprowadzało ich w dobry nastrój. Blondyn często śmiał się do siebie, przypominając sobie tę sytuację. Koledzy z klasy przyglądali mu się wtedy z zażenowaniem wymalowanym na twarzy, ale jakoś udawało mu się załagodzić sytuację.


Melania

   Melania była byłą dziewczyną Nataniela. To średniego wzrostu dziewczyna o brązowych, jak kora dębu, włosach i pełnych błękitnych tęczówkach. Jak dobrze pamiętacie, jej pierwsze spotkanie z główną bohaterką nie było długie i interesujące. Zapowiadało się okropnie.
   Był wieczór. Brunetka właśnie szła na szkolną dyskotekę. Sądziła, że pójdzie z jakimś chłopakiem, lecz się przeliczyła. Ujrzała wolno idącą dziewczyną przed sobą. Rozpoznała ją. To była jej koleżanka z klasy - Sophia. Klepnęła ją w ramię, a tamta tylko się zatrzymała i spojrzała na dziewczynę. Była jesień, a białowłosa szła tylko w sukience, do tego bardzo krótkiej, i cienkim sweterku.
- Cześć. Też idziesz na tę dyskotekę? - kiwnęła tylko głową w odpowiedzi i ruszyła dalej przed siebie. Melania automatycznie wyrównała swoje kroki z jej. Przyglądała się jej i sprawdzała każdy, nawet najmniejszy, ruch.
- Czemu ze mną idziesz? Nie powinnaś być z chłopakiem? - dopytywała nastolatka. Nie przepadała za przebywaniem z kimś obcym, a zwłaszcza jeżeli była to dziewczyna.
- Ja...Ja nie mam już chłopaka. - białowłosa zatrzymała się w pół kroku i obróciła się w stronę brunetki. Zadziwił ją fakt, że taka ładna dziewczyna może nie mieć partnera.
- W takim razie idziesz ze mną, zgoda? - jej błękitne oczy rozpromieniły się delikatnie, a ramiona objęły Sophię. Była szczęśliwa, że nie musi iść sama, jednak z drugiej strony zastanawiała się, dlaczego jej koleżanka idzie sama. Już miała o to zapytać, gdy jednak ktoś przerwał jej podczas otwierania ust. - Kim był twój chłopak? - dołączyła w drodze do szkoły, do białowłosej. Zastanawiała się jak może jej to wytłumaczyć.
- Nataniel...na pewno go znasz. - zielonooka obróciła głowę w niedowierzaniu, w stronę Melanii. Nigdy by nie przypuszczała, że ten blondyn mógł być z taką miłą osobą. Złapała ją za rękę i pociągnęła szybciej za sobą. - Wiesz, mieliśmy wtedy po dwanaście lat, więc związek był nieudany. Tak naprawdę to nie miało sensu. Zachowywał się jak skończony idiota i cudem teraz normalnie fukncjonujemy, nie zwracając uwagi na przeszłość. - uśmiechnęła się na samą myśl, jak Nataniel lekko dotyka jej dłoni przy podnoszeniu dokumentów z biurka, a zaraz się rumieni jak dziewczynka. Była po uszy w nim zakochana od czterech lat, ale za pierwszym razem im nie wyszło. Blondyn był wtedy straszny. Można by powiedzieć, że sto razy gorszy od ówczesnego Kastiela. - A swoją drogą, dlaczego ty idziesz sama? - nastolatka uśmiechnęła się pod nosem na same pytanie koleżanki z klasy.
- Nie miałam zamiaru tu w ogóle przychodzić. - brunetka zaniemówiła ze zdziwienia.
- Ale jesteś idealnie przyszykowana na imprezę. - ciągnęła dalej temat, nie zwracając uwagi na  denerwującą się nastolatkę.
- Może i jestem, lecz nie na tą denną dyskotekę. Mam umówione spotkanie, ale skoro idziesz sama to ci trochę potowarzyszę. Może nawet coś dla ciebie załatwię. Zgadzasz się? - kiwnęła z niedowierzaniem głową. Była niesamowicie zaskoczona kolejną dziwną wypowiedzią nastolatki. Nie miała zielonego pojęcia, co ona chce zrobić, ale nie przejmowała się tym dłużej, gdyż wpadły na salę, w której odbywała się impreza. Najwidoczniej wszystko się już rozkręcało. Załatwili nawet świetnego DJ'a. Sophia zabrała Melanię do wolnego stolika i zaczęła rozglądać się we wszystkie strony. Zdenerwowała się, gdy zobaczyła go z inną dziewczyną. Owinęła się wokół niego jak najgrubsza żmija. Kazała poczekać brunetce na nią i poszła do niego na parkiet. Wyglądał jakby za dużo wypił, chociaż w szkole nie było alkoholu. Złapała go za kant koszuli i zrobiła najsłodszą minę, jaką potrafiła. Odepchnął na bok czarnowłosą dziewczynę i poszedł za przyjaciółką. Zaciągnęła go na korytarz, gdzie obecnie siedziała tylko woźna, i przysunęła go do ściany.
- Nataniel, mam prośbę. - spojrzał nań zdecydowanie. Był zdolny zrobić dla niej wszystko. Uśmiechnął się delikatnie i wysłuchał jej drobnej prośby. - Zrobisz to dla mnie, dla was? Chcę, żeby ona znowu się uśmiechała, a widzę, że cię kocha. - poprawił krawat i wrócił z przyjaciółką na imprezę. Został zaprowadzony do stolika, przy którym grzecznie czekała Melania. Skinął głową na powitanie.
- Czy zechcesz ze mną zatańczyć? - wystawił dłoń w stronę swej lubej i porwał ją do tańca. Miło było patrzeć, jak ze sobą szaleją na parkiecie. Najpiękniej wyglądali przy wolnym kawałku, gdy blondyn obejmował brunetkę w talii i szeptał jej coś do ucha. Białowłosa dziewczyna, siedząca przy stoliku, była zaskoczona, że tak łatwo im idzie. Rozumiała już uczucia Melanii. Znała dobrze ten ból, gdy po rozstaniu chcesz do kogoś wrócić. Podobnie miała z Dakotą, ale nigdy nie odważyła się pogodzić z chłopakiem. Powoli zasypiała przy stole, gdy nagle nie usłyszała cichego dzwonka swojej komórki. Wybiegła ze szkoły i popędziła na spotkanie, na które była umówiona.

   W ten sposób Sophia pomogła wrócić do siebie dwóm zakochanym uczniom. Melania wciąż powtarzała, że jest jej dłużna jakąś przysługę i domyślała się, że kiedyś będzie taka chwila, w której jej pomoże.




Rozalia

   Rozalia jest dziewczyną o tym samym kolorze włosów, co Sophia. Podobnie jak Violetta jest jedną z dwóch współlokatorek głównej bohaterki. Ma o kilka lat starszego chłopaka - Leo. Ma ostry temperament. Czasami naprawdę ciężko ją pokonać. Jest wspaniałą projektantką mody, przynajmniej chciałaby być sławna, ale jeszcze jest na to za młoda. Ma cudowne złote oczy, dzięki którym mężczyźni za nią szaleją, lecz ona jest oddana swojemu wybrankowi i nie potrafiłaby go zdradzić.
   Rozalia przysłuchiwała się drobnym uwagom na temat jej dzisiejszego ubioru. Co prawda, miała na sobie wyzywające ubrania, ale to nie znaczyło, żeby tak się wściekać, bo w końcu była w liceum. Są dziewczyny, które ubierają na siebie jeszcze mniej ubrań niż ona i nie są za to karane. Nie wiedziała już w czym problem. Patrzała na nauczycielkę - pannę Erzę, kobietę po trzydziestce - z poirytowaniem na twarzy. Nie znosiła głupich uwag z jej strony. Zawsze doprowadzała ją do szału, a czasami nawet niszczyła humor na następne dwa tygodnie. Siedziała ławkę za swoją białowłosą współlokatorką. Ta przyglądała się jej znudzonej twarzy i niemal nie wybuchnęła śmiechem. Wiedziała, jaki ból sprawiają nauczycielki, gdy wtrącają się w nieswoje sprawy. Klepnęła przyjaciółkę w ramię i tym sposobem dodała jej trochę otuchy.
- A dlaczego się tak dzisiaj wystroiłaś? Randka z chłopakiem po lekcjach? Nie ma tak łatwo. Odsiadka! - serce nastolatki zaczęło walić strasznie mocno. Prawie zabiła nauczycielkę, lecz przerwał jej to szkolny dzwonek. Dostała wszystkie informacje, co do swojej kary i z pochmurną miną ruszyła na kolejną lekcję. Nie mogła znieść myśli, że stara pani Erza trafiła w sam słaby punkt tamtejszego dnia. Byli już umówieni od dwóch miesięcy. Nie mogła go tak po prostu wystawić. Musiała znaleźć jakąś wymówkę, ale żaden pomysł nie przychodził jej do głowy. Siedziała w ostatniej ławce z głową skrytą w ramionach. Była strasznie zdenerwowana i nawet pan Farazowski nie chciał jej drażnić do końca. Trwała już trzydziesta minuta lekcji, a nauczyciel wciąż nie widział swojej uczennicy - Sophie. Zamartwiał się strasznie. Obawiał się, że coś mogło się stać albo po prostu "zwiała z lekcji". Mylił się. Do klasy wpadła rozwścieczona nastolatka. Była z lekka poturbowana, ale nie to martwiło wychowawcę klasy. Spojrzała na niego oburzonym wzrokiem i podeszła do mężczyzny.
- Jak pan ją tylko zobaczy to niech jej powie, że jest już martwa. Proszę podać również nadawcę wiadomości. Nikt nie będzie się znęcał na moich przyjaciołach i niech sobie to wbije do tego pustego łba. Zrozumiał pan wiadomość? - automatycznie pokiwał głową. Nie zwrócił uwagi, że cała klasa się śmieje. Spojrzał na nich i zrobił najbardziej pogardliwą minę, jaką potrafił wykrzesać. Nic nie wskórał, gdyż nastolatkowie zaczęli śmiać się jeszcze głośniej. - Z czego tak rżycie, matoły?! - krzyknęła zachrypniętym głosem. Zawsze denerwowały ją takie niedojrzałe zachowania. Wszyscy od razu umilkli i zajęli się szeptaniem między sobą.
- Co się panience stało? - zapytał cicho nauczyciel. Jako, że był wychowawcą tej klasy, musiał martwić się o najdrobniejsze draśnięcie ucznia.
- Zabiłam. - otworzył szerzej oczy. Kazał wracać jej na miejsce, gdyż wiedział, że dalsza konwersacja nie ma sensu. Była za bardzo zdenerwowana, by cokolwiek z niej wykrzesać. Usiadła na swoje miejsce obok Lysandra, którego nie było dzisiaj w szkole i podrapała się po głowie. Siedziała ławkę za Rozalią, więc swobodnie mogła ją zawołać.
- Czego chcesz? - sapnęła zdenerwowana nastolatka. Naprawdę była pozytywnie nastawiona w stosunku do randki. Nie chciała jej odwoływać, ale skoro odwrotu nie było to musiała zostać po lekcjach.
- Daj mi kartkę z informacjami o odsiadce. Idę za ciebie. - natychmiast odwróciła się w stronę przyjaciółki. Nie potrafiła uwierzyć w jej słowa. Przez krótką chwilę nie mogła się ruszyć, więc siedząca obok Violetta dała karteczkę Sophii. - Dziękuję. - uśmiechnęła się najszczerzej, jak tylko potrafiła i wróciła do białowłosej. Trochę zaczynały jej drętwieć ręce. Nie spodziewała się takiej siły po trzydziestoletniej nauczycielce historii - Erzie. Niestety wyszło tak, że doszło do rękoczynów. Białowłosa chciała to załatwić w pokojowy sposób, lecz jej dobre cele poszły na marne. Kobieta wpadła w furię. Uderzyła nastolatkę w twarz i dopiero później żałowała swojej decyzji. Nie sądziła, że na tym świecie żyją osoby silniejsze od niej.
- To ja powinnam podziękować. Jak mogę ci się odwdzięczyć? - złapała obolałą dłoń przyjaciółki i spojrzała jej głęboko w oczy. Była pełna nadziei. Teraz wiedziała, że znalazła sobie najlepszą przyjaciółkę na świecie.
- Nie musisz nic robić. Miałam swoje powody, żeby zostać po lekcjach. - dziewczyna spojrzała na nią krzywo, ale zaraz się rozchmurzyła. Pomyślała, że w takim razie odwdzięczy jej się kiedy indziej, gdy będzie tego bardziej potrzebować.
   Można by napisać "żyli długo i szczęśliwie", ale czy tak zostało? Nie wątpię, lecz jednak coś zakłóciło całą równowagę, między dobrem a złem. Mam na myśli Leo i Rozę.


Violetta

   Violetta jest jedną z dwóch współlokatorek panny Lambert. Co tu dużo pisać? Ma śliczne fioletowe włosy, które idealnie współgrają swoją długością z jej drobną twarzyczką. Jest najspokojniejszą dziewczyną w całym liceum, nie wliczając Sophie i Iris. Zawsze nosi przy sobie swój szkicownik. Czasami zdarza się, że przez rysowanie na lekcji, nauczyciele zabierają jej go, a ona wtedy obraża się na cały świat. Jest wtedy niebezpieczna, lecz trudno ją znaleźć gdziekolwiek.
   Pewnego razu umówiła się na spotkanie ze znajomą z podstawówki. Była na prawdę bardzo podekscytowana spotkaniem koleżanki sprzed kilku lat. Siedziała wytrwale w parku już drugą godzinę. Zaczynała się delikatnie niecierpliwić.
- A jak mnie wystawiła? Nie, na pewno musiało się coś stać! - mówiła sama do siebie. Nie potrafiła uwierzyć, że mogła zostać wystawiona, olana, zignorowana. Liczyła, że będzie mogła ją zobaczyć po tylu latach. Położyła głowę na kolanach i zaczęła cicho łkać. Była przerażona. Nigdy nie przebywała tyle czasu sama. Zawsze była przy niej Rozalia albo Iris, a teraz? Teraz płacze i nic nie może na to poradzić. Chwilę wcześniej próbowała się do niej dodzwonić, lecz niestety rozłączała jej połączenia. Sądziła, że dziewczyna się na nią obraziła i dlatego właśnie nie przyszła. Skuliła się bardziej na ławce i nie zwracała dalej uwagi na podejrzliwych przechodniów.
- Pewnie rzucił ją chłopak. - mówił ktoś trzy ławki dalej.
- Zwariowałaś? Pewnie ona go rzu...! - kobieta, która dołączyła się do rozmowy z pierwszą nie zakończyła swojej wypowiedzi, gdyż ktoś do niej podszedł i lekko uderzył w twarz. - Co ty sobie myślisz, gówniarzu?! Zaraz zadzwonię na policję! - krzyczała poirytowana. Przeraziła się swojego napastnika, mimo że nie był wysoką osobą.
- Odpuść. Serio nie widzisz, kim ona jest? Lepiej uciekajmy, gdzie pieprz rośnie! - kobieta, która rozpoczęła tą głupią konwersację złapała koleżankę za rękę i pobiegła w stronę swojego domu. Poważnie się przeraziła. Napastnik był młodą nastolatką, która nie znosiła, gdy obgadywało się jej przyjaciół. Posłała ostatnie spojrzenie uciekającym kobietom i zaczęła iść w stronę Violetty. Usiadła obok niej na ławce. Nerwy ją zżerały. Nie wiedziała, co się stało malutkiej dziewczynie, łkającej na ławce.
- Viola, już spokojnie. Jestem przy tobie. - dziewczyna uciszyła szloch, bowiem rozpoznała głos rozmówcy. Strasznie się zszokowała. Nie przypuszczałaby, że to właśnie ONA ją stamtąd zabierze. Podniosła głowę i spojrzała na zmartwioną współlokatorkę. Tamta przyglądała się chodnikowi i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Wiedziała, że musi dać trochę ochłonąć przyjaciółce i nawet nie poczuła, kiedy ta rzuciła jej się na szyję.
- Dziękuję, że jesteś! Dziękuję! - białowłosa obróciła twarz w stronę dziewczyny i niepewnie objęła ją swoimi ramionami. Wciąż słyszała, jak jej przyjaciółka płacze. Nie mogła dłużej znieść tej myśli. Rzucały nią różne myśli, ale ta jedna jedyna została z nią do teraz, a mianowicie słowa fioletowowłosej: "Wiedz, że jestem ci coś dłużna za zabranie mnie stamtąd. Jestem ci wdzięczna". - Dlaczego tu po mnie przyszłaś? - usiadły już normalnie na ławce i patrzyły w gwieździste niebo.
- To był zwykły zbieg okoliczności. Miałam iść po prostu do Kastiela coś załatwić, ale skoro cię tu znalazłam i słyszałam, co mówią te tapeciary, to zabieram cię ze sobą. Zgoda? - dziewczyna z radością kiwnęła głową i poszła za Sophią.

   Dziewczyna wiedziała, że kiedyś spłaci swój dług, ale nie znała miejsca, ni czasu wydarzenia. Pragnęła tego bardziej, niż czegokolwiek. Wciąż czekała na taką okazję i myślę, że w końcu się jej doczekała, ale to już innym razem.



Kentin

   Chyba przyszła pora na Kentina - brązowowłosego chłopaka o zielonych oczach. Jak dobrze pamiętacie, Sophia poznała go na lekcji biologii. Ich znajomość pogłębiała się z każdą minioną chwilą. Rozmawiali z coraz większym ożywieniem, nie zwracając przy tym uwagi na czas. Często spędzali razem przerwy i godziny po szkole. Białowłosa prowadziła korepetycje specjalnie dla niego. Nie radził sobie z biologią, ale z każdą lekcją dawał sobie z nią radę, aż wzbił się na piąte miejsce w konkursie biologicznym. Zawdzięczał dziewczynie nie tylko pomoc, ale i kilka innych rzeczy. Na przykład wymówki, którymi raczyła go zielonooka, dotyczące głównie brak zadania domowego, bądź też spóźnienia na daną lekcję. Wyciągnął sporo nauki z jej historii, a także przeżyć. Nie jest osobą, patrzącą na wygląd innych. Kieruje się raczej ich sercami, niż rozumem. Tak właśnie zaprzyjaźnił się z Sophią - niską dziewczyną o malowniczej przeszłości.
   Chłopak imieniem Kentin biegnął w stronę swej pięknej mamy. Kobieta w wielkich okularach przyglądała się swojemu mężowi. Umięśniony blondyn muskał delikatnie jej zaróżowione usta swoimi. Chłopak nie znosił, gdy okazywali sobie tyle uczuć przy nim. Czuł wstręt i obrzydzenie do własnych rodziców, gdy tak się przy nim dotykali. Z jego ust wyleciał delikatny dźwięk: "khk". Uderzył otwartą dłonią w ścianę koloru limonkowego i wbiegnął do swojego pokoju. Miał dzisiaj zły humor. Pokłócił się z kimś. Nie chciał tego robić, a na dodatek powód kłótni był błahostką. Zranił ją. Nie potrafił sobie tego wybaczyć. Był zły sam na siebie, że nie przerwał tego wszystkiego delikatnym całusem. Zaraz, nie mógłby tego zrobić przyjaciółce. Nie chciałby, żeby coś się między nimi zmieniło. Wolał przyjaźń niż miłość, bo oba różnią się tylko emocjami dwóch osób. Nie tylko czasem trwania. Jeżeli miłość jest prawdziwa to może trwać wiecznie, zaś przyjaźń rzadko się kończy. Nie znał jej długo, a już rozpoczął ukazywanie swego prawdziwego oblicza. Cierpiał. Nie chciał sobie tego wybaczyć. Był po prostu zazdrosny. Nagle do jego pokoju wpadł rozwścieczony ojciec.
- Co ty wyprawiasz?! Jak śmiesz uderzać moją ścianę?! - krzyknął na całe gardło, aż chłopak zdębiał ze łzami w oczach. Jego dłonie drżały. Nie chciał wzniecać kolejnej kłótni, nie z ojcem. Spojrzał na niego spod byka. Nienawidził, gdy starszy mężczyzna słał mu takie okropne spojrzenia.
- Możesz mnie zostawić samego? - powiedział, przełykając głośno ślinę. Czuł się ciężko. Serce drżało, niczym rozpadający się kamień. Jeszcze chwila i uderzyłby własnego stworzyciela.
- Jak ty się do mnie odzywasz?! - wrzasnął tak głośno, że kobieta siedząca na ławce przed blokiem go usłyszała. Były wojskowy podszedł do młodzieńca i uderzył go pięścią w twarz. Kentin zachłysnął się własną krwią. "Znowu do tego doszło. Znowu!" krzyczał jego rozum, który kazał mu się ewakuować. Nie posłuchał go i oddał cios ojcu. Blondyn uśmiechnął się i dotkliwie pobił syna. Ten, nie czekając już dłużej na jakiś czarujący zwrot akcji, zakręcił się i upadł na czysty dywan. Przerośnięty facet wyszedł z pokoju i nie wrócił do niego, nawet, by mu pomóc. Tak, to był czysty objaw przemocy w rodzinie. Kentin doświadczał tego kilka razy w miesiącu. To dlatego nie było go często w szkole. Ona się martwiła, mimo że nie wykazywała najmniejszych emocji. Załkał głośno. Tak, on ponownie płakał. Nie znosił swojego ojca, gdy był pijany. Nie cierpiał go z całego serca. Jego ciało się poruszyło. Ktoś go podnosił. Uchylił lekko, zranione, oko i ujrzał coś dziwnego. Ktoś pochylał się nad nim, ale nie potrafił rozpoznać tejże osoby. Długie włosy dziewczyny opadły na jego twarz. Wiedział już, kto to. Wiedział, kim jest postać, która go ratuje. Sophia. Dziewczyna, z którą się dzisiaj pokłócił, ale co ona tam robiła? Kilka łez spłynęło po jego policzku, a do pokoju ktoś wparował. Ojciec. Strasznie zdenerwowany. Sapał jak byk. - Kto śmiał wpuścić cię do mojego syna?! - krzyczał na całe gardło. Dziewczyna przykryła przyjaciela kołdrą i podniosła się do pozycji stojącej.
- Pańska żona. Jest taką uprzejmą kobietą. Jak ona może być z kimś takim?! - nastolatka wpadła w furię. Automatycznie domyśliła się, że to on skrzywdził tak swojego syna, bo który ojciec reaguje wpierw na gości, a później na dziecko? Stała na przeciw wysokiego blondyna i śmiała mu się w twarz. Mężczyzna ulegnął jej prowokacji i wszczął niepotrzebną bójkę między nim a Sophią. Dziewczyna powaliła go już po pięciu sekundach. Związała jego ręce liną Kentina, która leżała pod łóżkiem, zaś nogi starym prześcieradłem. Jako, że młody chłopak, podobnie jak jego ojciec, uczył się w szkole wojskowej, to takie zabawki były u niego na porządku dziennym. - Jak pan śmie krzywdzić własne dziecko i żonę? Jak?! - siedziała na mężczyźnie okrakiem i płakała. Jej oczy od wielu miesięcy nieskalane były łzami. Nie znała takiego bólu. Zawsze czuła się samotna, ale, gdy pojawił się w jej życiu Kentin, wszystko nabrało kolorów. Nie cierpiała już dłużej na pewien stopień samotności, a nawet zaczęła się uśmiechać, lecz po dzisiejszej kłótni wszystko obróciło się przeciwko ich przyjaźni.
   "Siedzieli na szkolnej ławce przy wyjściu z liceum. Pogoda zapowiadała się okropnie. Czarne chmury spowiły całe niebo. Chłopak zaśmiał się cicho z niewyjaśnionych przyczyn. Podszedł do nich czerwonowłosy Kastiel. Puścił do dziewczyny oczko i musnął jej policzek swymi wargami. Zrobił to specjalnie. Wiedział, że wtedy brunet będzie zazdrosny. Zielonooki spojrzał na niego wściekle, zaś dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Nie zauważyła złego spojrzenia Kentina. Gniótł w dłoni swój ostatni długopis. Nie cierpiał takich czułości, nie do niej.
- I co, młody, zazdrosny? - Kastiel zaczął denerwować chłopaka. Jego szare oczy zżarte były przez chęć pocałowania jej ust, lecz powstrzymał się, gdyż również należał do grona jej przyjaciół i nie chciał jej zranić. Pragnął tego z całych sił, mimo że wiedział, co ktoś do niej czuje. Miał wystarczająco dużo dziewczyn na koncie, ale jego męska duma nie pozwalała na znalezienie nowej, chociaż kolejka do niego była spora, ponieważ pragnął tej jedynej. Podszedł do dziewczyny i przytulił ją do siebie. Sophia zadrżała. Jej serce zaczęło walić jak oszalałe. Wiedziała, że chłopak ma jakiś powód, żeby się tak zachowywać, ale nie lubiła być wykorzystywana.
- Zostaw ją. Nie widzisz, że ona tego nie chce? - stanął na przeciw nich i odciągnął od niej Kastiela za kołnierz kurtki. Wyglądało, jakby miała zacząć się kolejna bójka między chłopakami. Ostanimi czasy dochodziło do nich coraz częściej.
- A kto ci tak powiedział? Ona mnie pragnie. Pff...! - zakpił lekceważąco czerwonowłosy. Niesamowicie denerwował go ten brunet. Nie lubił "chłopców", którzy nie potrafili wyrazić swoich uczuć do dziewczyny, chociaż sam był jednym z nich. Kentin chciał uderzyć chłopaka, ale coś go powstrzymało. Stała tam i uporczywie trzymała jego pięść. Nie mogła siedzieć i bezczynnie patrzeć, jak jej przyjaciele się napastują. To nie byłoby w porządku wobec jej samej.
- Dobra. Spieprzam dalej. Do zobaczenia, maleńka. Siema, głąbie! - ostatnim zdaniem rozwścieczył bruneta do tego stopnia, że odchodzący został powalony na ziemię przez mocne kopnięcie w tył kolana. Dziewczyna rzuciła się w pogoń za brunetem i powiesiła się na jego szyi, niczym ciężki łańcuch.
- Zostaw mnie! - sapnął zdeterminowany.
- Nie! Kastiel, idź już. Proszę... - chłopak posłusznie się oddalił, a nastolatka uderzyła bruneta w twarz. - O co ci chodziło? Uspokój się już. - złapała jego rozgrzane dłonie i usadziła na ławce. Próbowała go ocucić, lecz on wciąż drżał. Jego rozwścieczone ciało było jedną, wielką burzą złości.
- Nie mów mi, że to ci nie przeszkadzało. - podniósł głowę i spojrzał na nią rozżarzonymi oczyma. Widział jej smutny wyraz twarzy. Nie lubił tego spojrzenia, wręcz go nienawidził.
- Owszem, przeszkadzało, ale to również jest mój przyjaciel i nie chcę między wami bójek.
- Bronisz tego gnoja?! - krzyknął, nie panując nad sobą. Dziewczyna wtuliła jego głowę w swoje piersi. Nie miała dalej zamiaru wysłuchiwać jego skarg. Bardzo dobrze wiedziała, jak ci dwaj się nie lubią, ale nie mogła nic poradzić. W końcu oboje byli jej przyjaciółmi. Złapał ją za plecy i momentalnie odepchnął, sprawiając, że upadła na ziemię. Patrzyła na niego przerażona. Iskry cisnęły z jego oczu, a twarz wyglądała, jakby właśnie kogoś zabił. - Zostaw mnie! Nie chcę cię już znać. - ostatnie słowa wypowiedział jakby szeptem, lecz na tyle słyszalnie, że dziewczynie zrobiło się przykro. Żałowała swojej szczerości. Mogła skłamać, że nie chciała, by Kastiel go zranił, ale nie. Palnęła kolejną głupotę. Brunet wstał z ławki i niczym wyścigowiec wyszedł ze szkoły.
   Męczyły ją wyrzuty sumienia. Nie potrafiła zaakceptować decyzji Kentina. Postanowiła do niego przyjść, by móc z nim porozmawiać. Stała teraz pod jego domem i była dumna, że w szkole jest dziewczyna o imieniu Peggy, która sprzeda informacje za drobną opłatą. Tym razem chodziło o adres mieszkania bruneta. Byli przyjaciółmi, a ona nie wiedziała, gdzie mieszka jej uczeń. Było to trochę żenujące, ale na szczęście ciemnowłosa dziewczyna pomogła jej bez problemu. Weszła spokojnie do wysokiego na dziesięć pięter bloku i odnalazła drzwi do domu przyjaciela. Zapukała z gracją i czekała na drobne poruszenie się klamki. Wrota się uchyliły, a w nich stanęła trochę zapłakana kobieta z krwawiącą wargą i podbitym okiem. Dziewczynę owinęło nieprzyjemne uczucie. Przeraziła się, że mogła pomylić mieszkania i już miała przepraszać, gdy kobieta się odezwała:
- K-Kim jesteś?
- Sophia Lambert. Przyjaciółka Kentina. - niska kobieta złapała ją za dłoń i wpuściła do mieszkania. Białowłosa się lekko przeraziła, bowiem widziała stan prawdopodobnej matki swojego ucznia.
- Uratuj nas. On znowu jest pijany. Jeszcze chwila i zabije mi dziecko! - kobieta płakała w białą koszulkę nastolatki. Sophia objęła jej głowę i schowała się za kanapą, gdyż ktoś się zbliżał. Wysoki blondyn szedł w stronę młodej kobiety.
- To na czym skończyliśmy? - podszedł do brunetki i zaczął ją namiętnie całować. Dziewczyna nie okazywała oporu. Widać było, że pragnęła jak najlepiej dla dziecka. Białowłosa wstała i, najciszej jak potrafiła, pobiegła do pokoju, z którego właśnie przyszedł mężczyzna. Jej oczy ujrzały straszny widok. Krew na beżowym dywanie, a wraz z nią leżała tam znajoma postura. Nogi jej się załamały. Jej przyjaciel leżał cały posiniaczony na podłodze i krwawił. Nie wierzyła, że mógł to zrobić jego ojciec. Była w szoku. Podniosła głowę chłopaka na swoje kolana i przyłożyła swoją twarz do jego czoła. Był w opłakanym stanie. Podbite oko, przecięta warga, zadrapania na całym ciele, a do tego siniaki. Nie wyglądało to naturalnie. Po jej twarzy spłynęła pierwsza łza, a za nią stado innych. Zabrała przebudzającego się chłopaka na łóżko i usiadła obok niego. Wytarła łzy. Nie chciała, by zobaczył ją w tym stanie. Wciąż była zła na siebie za tamtą sytuację, więc krzyknęła głośno, tym samym zwabiając ojca chłopaka do pokoju".
   Zastanawiała się, czy dzwonić na pogotowie i policję, ale nie chciała sprawiać problemów koledze. Zakneblowała usta mężczyzny jakimiś skarpetami i podeszła do bruneta. Widział całą tę sytuację, ale ni słowem się nie odezwał. Zerwał się z łóżka, gdy usłyszał głośny szloch przyjaciółki, ale zabolały go żebra, więc upadł na podłogę. Stanęła nad nim i zaraz upadła obok.
- Nie powinieneś jeszcze się ruszać. - szepnęła spokojnie. Bała się, że jeżeli będzie chciał wstać, to coś mu się stanie. - Przepraszam cię za Kastiela. Zrobił to celowo. On wręcz uwielbia wszystkich denerwować. - chłopak nie odezwał się nawet słowem. Stracił przytomność. Dziewczyna zwróciła na to uwagę i zawołała jego matkę. Kobieta niepewnie weszła do pokoju. Obawiała się reakcji męża. Myślała, że i tą małą ukarał, lecz jednak się przeliczyła. - Niech pani dzwoni na pogotowie. Nieważne, co powiedzą lekarze, czy zadzwonią na policję, czy nie. Musimy go ratować! - determinacja do dalszego działania przewyższała w dziewczynie wszystko. Takie młode damy właśnie lubiła matka Kentina. Uwielbiała kobiety, które pragnęły dobrze dla jej syna.

   Tego właśnie doświadczył Kentin. Od tamtej pory więzi między nim, a Sophią zacisnęły się bardziej, mimo iż rzadziej się widywali. Dochodziło nawet do tego, że opuszczał korepetycje i musiał się słono tłumaczyć.


Amber

   Amber to młodsza siostra Nataniela. Jest zgrabną blondynką, która czasami przesadza z makijażem. Jest bardzo ostra dla otoczenia, ale czasami potrafi być miła. Ubiera się wyzywająco, chociaż nie to ją charakteryzuje.
   Sophia siedziała spokojnie na podłodze pod szafkami szkolnymi. Czytała jakiś stary kryminał i nie zwracała większej uwagi na otoczenie. Amber siedziała niedaleko jej na schodach i bacznie przyglądała się Kastielowi. Była w nim zakochana po uszy. Nie potrafiła mu tego powiedzieć, mimo że cała szkoła wraz z nim samym o tym wiedziała. Denerwowała ją białowłosa buntowniczka, która tak łatwo zaprzyjaźniła się z czerwonowłosym. Była okropnie zazdrosna o nią. Wstała. Spokojnym krokiem podeszła do siedzącej dziewczyny i wyrwała z jej dłoni książkę. Przedarła okładkę kryminału i wyrzuciła go do kosza. Zielonooka spojrzała nań jak na wariatkę. Nie rozumiała zupełnie, o co może chodzić tej blondynce. Podniosła swoje małe ciało z podłogi i stanęła twarzą w twarz z siostrą gospodarza. Była rozwścieczona. Nie trawiła ludzi, którzy dotykali jej rzeczy, a tym samym je niszczyli.
- Jak śmiesz zabierać mi chłopaka?! - krzyknęła jej prosto w twarz. Sophia zaniemówiła. Nie miała kompletnego pojęcia, co ona chce przez to powiedzieć. Została przywarta do błękitnej szafki pewnego ucznia. Nie miała ochoty się bić. Nie chciała tego robić. Blondynka uderzyła ją w brzuch zaciśniętą pięścią. Nie powinna tego robić. Białowłosa zsunęła się po szafkach i zaczęła momentalnie się dusić. Jej serce prawie wydarło się z klatki piersiowej. Wciąż nie rozumiała blondynki. Teraz już nie było odwrotu. Musiała kontynuować tą sprzeczkę.
- Za co to było? - zapytała spokojnie, unosząc się w górę. Zobaczyła, że spory tłum uczniów zbiera się w koło nich. Nie cierpiała widowni. Robienie widowiska nie było w jej stylu, ale nie ona zaczęła. Amber zachichotała momentalnie i przygwoździła Sophię mocniej do szafki. - Nie chcę cię skrzywdzić. Puść mnie. - oznajmiła delikatnie. Wiedziała, że jeżeli blondynka uderzy ją jeszcze raz to jej prawdziwa osobowość się odezwie.
- Żartujesz sobie ze mnie? Pff, nic mi nie zrobisz. Nie podołasz! - przycisnęła ją jeszcze mocniej, aż krzywdzonej zabrakło powietrza w płucach. Pisnęła cicho.
- Ostrzegałam... - białowłosa chwyciła blondynkę za szyję i popchnęła ją na podłogę. Ta upadła z głośnym hukiem, a osoby obserwujące cofnęły się daleko w tył. Usiadła okrakiem na leżącej dziewczynie i już miała wymierzyć jej pięścią w twarz, gdy usłyszała czyiś głos.
- Sophie! - krzyknął pewien chłopak z tłumu. Zaraz pojawił się na środku przy dziewczynach. Lysander - przyjaciel białowłosej. Stanął i spojrzał smutno na blondynkę. Wiedział, że trafiła na nieodpowiedniego wroga, że zadarła z nieodpowiednią osobą, że już się jej nie pozbędzie. Podszedł spokojnie do przyjaciółki i podniósł ją z blondynki. Dziewczyna nawet nie próbowała się wyrywać. Siostra gospodarza wstała z gracją z podłogi i wytrzepała brudne spodnie. Zaczęła nacierać w stronę trzymanej dziewczyny. Białowłosy machnął do kogoś ręką. Blondynka spojrzała na niego krzywo. Ktoś nagle złapał ją za brzuch i nie pozwolił iść dalej. Zaczęła się szarpać. Nie zwróciła uwagi na osobnika, który ją trzymał. - Amber... Co ty wyprawiasz? Przecież dobrze wiesz, że Sophia nie kocha twojego wybranka. Zostaw ją w spokoju, bo nie zawsze będę w okolicy, żeby cię obronić. - białowłosa obróciła się w ramionach przyjaciela i spojrzała mu w oczy. Nie zwrócił na nią uwagi i przyglądał się dalszym reakcjom blondynki. W czasie, gdy ona próbowała się ponownie wyrwać, dziewczyna przytuliła się do przyjaciela. Zrobiła to. Teraz już wiedział, że jej prawdziwe "ja" jest już z powrotem. Puścił ją, lecz ta nie zostawiła go. Najwidoczniej spodobała jej się ta pozycja.
- Amber, zobacz. Nie zwróciłaś jeszcze uwagi, kto cię trzyma? Kas, złap ją mocniej, bo zaraz się wyrwie. - blondynka oniemiała. Delikatnie podniosła głowę w górę i ujrzała uśmiechniętą twarz czerwonowłosego. Patrzał się śmiesznie to na przyjaciela, to na Amber. Bawiła go cała ta sytuacja. Złapał blondynkę za dłoń i splótł ich palce. Cały korytarz zrobił głośne "uuu", a zaraz zaczął się śmiać. Kastiel wyszedł z budynku, z dziewczyną za rękę. Wszyscy podziwiali jego odważną decyzję. Sophia wciąż nie puściła Lysandra. Zdawało się mu, że zasnęła, ale ta myśl była błędna. Ona po prostu czekała, aż cały tłum się rozejdzie, lecz on tego nie wiedział i stał tam z nią jak ostatni idiota. Złapał ją za biodra i chciał odciągnąć od siebie, ale nie udało mu się to od razu. Zobaczył, że już wszyscy poszli na lekcje. Chciał zrobić to samo. Niestety był blokowany przez przyjaciółkę. Wydawało się, że zaraz się nań obrazi, lecz jednak wszystko wyszło dobrze. Przysunął ją delikatnie pod szafki i przywarł do nich wraz z nią. Nie pozwalała mu się odsunąć, więc wyglądało to, jakby mieli się zaraz pocałować. Udało mu się! Opuściła gardę i chłopak już stał pół metra od jej spuszczonej głowy. Chciał podnieść jej podbródek, ale odtrąciła jego dłoń. Nie panowała nad sobą. Chciała znów się do niego przytulić, znów poczuć jego męskie ciało i perfumy, znów go po prostu dotknąć, ale bała się odtrącenia. Podniosła rękę w górę i zaraz ją opuściła, bowiem zapomniała, co chciała zrobić. - Przepraszam. - sapnęła cicho i ledwo słyszalnie dla ucha. Obróciła się w stronę drzwi na dziedziniec. Nie mogła już dłużej przebywać obok niego. Była przerażona i zdenerwowana swoim zachowaniem, ale powrotu już nie było. Nie mogła się wycofać. Uchyliła drzwi i wyszła. Zauważyła przez szklane okno, że jej przyjaciel już zniknął. Wiedziała jaki jest i zignorowała jego zachowanie. W tej samej chwili ujrzała dwie osoby na ławce dziedzińcowej. Rozszerzyła bardziej oczy i uśmiechnęła się sama do siebie. Podeszła do nich. Była zadowolona z ich min. Cieszyli się, a czerwonowłosy nawet obejmował blondynkę w talii. Spojrzeli na nią rozpromienieni. Nie miała zamiaru im przerywać, więc machnęła tylko dłonią i wycofała się. Usłyszała jeszcze "Dziękuję!" ze strony Amber.

   Mimo że dziewczyna była ostra dla otoczenia to jednak była wdzięczna za wszystko białowłosej. Nigdy więcej nie wchodziły sobie w paradę, ale, gdy się widziały, to zawsze gościły na ich twarzach serdeczne uśmiechy. Jak zapewne się domyśliliście, związek Kastiela z Amber nie trwał dłużej niż miesiąc. Sam czerwonowłosy szukał dziewczyn tylko dla zabawy. Nie znaczyły dla niego nic. Szukał po prostu tej jedynej. Sądził, że kiedyś ją znajdzie, ale niestety blondynka nie była nią.


Vanessa

   Perkusistka w zespole Lysandra i Kastiela. Przyjaciółka białowłosego, która wróciła do zespołu po długim pobycie za granicą. Czarnowłosa dziewczyna o mocno zielonych oczach.


Shion

   Basista w zespole z Vanessą, Lysandrem i Kastielem. Jest brunetem o ciemnych oczach i specyficznym poczuciu humoru.


Nina

   Lolitka mieszkająca wraz z Lysandrem, czego dowiadujemy się dopiero w pubie po koncercie. Jest  blondynką, a przez jej włosy przechodzi różowe pasemko. Oddana fanka i wielbicielka Lysandra oraz mała gimnazjalistka.




Przypisy:
* Śmiesznej pozycji - tzn. niczym L z Death Note.
** Rany, w niektórych momentach zrobiłam z niej typową bohaterkę japońskich haremówek. >.<
*** Numer 3 na liście odtwarzania muzyki.
**** Kłótnia Kastiela i Lysandra. Rozdział 5/6.


***

Do tej pory muszę uzupełnić:

- Li oraz Charlotte (brak historii, ponieważ jeszcze nie pojawiły się w opowiadaniu),
- Alexy oraz Armin (również brak historii z powodu nie pojawienia się w opowiadaniu),
- Peggy (nie mam nic),
- Jade oraz Dajan (nie wiem, kiedy dokładnie się pojawią),
- Leo (bo go nie może zabraknąć).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz