wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 1

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

To niesamowicie bolesne, kiedy zaczyna się nienawidzić kogoś, kogo się kochało.

Mozolnym krokiem szłam przed siebie. Miałam przemoczone ubrania. Nie wracałam do domu, ani nigdzie indziej. Rozglądałam się w koło, by nie trafić na ciotkę, która zaczęła mnie - wtedy - gonić w pośpiechu. Głowę miałam opuszczoną. Mokry kaptur przylegał do mojej głowy i zamrażał włosy. Był chłodny dzień lata stąd też ten mróz. Patrząc się w podłogę - a nieraz na boki - wędrowałam po mieście. Nie zwracając uwagi na przechodniów, spacerowałam dalej. Tak się zamyśliłam, że w pewnym momencie wpadłam na kogoś. Nikogo w koło nie było i to było plusem. Podniosłam głowę na męską sylwetkę, wyciągającą ku mnie dłoń. Szybkim ruchem - bez pomocy - wstałam i obeszłam chłopaka. To był mój ex. Nie chciałam z nim rozmawiać po tym, co mi zrobił.
- Sophie! Ile razy mam cię przepraszać?! - w pośpiechu podbiegnął do mnie.
- Nigdy ci nie wybaczę i zrozum to. - od powiedziałam oschłym głosem. Domyślałam się, że mi nie odpuści, póki stąpam po tej ziemi.
- Wiem, że nadal ci się podobam. No chodź tu do mnie. - próbował objąć mnie ramieniem, ale dostał w twarz. To właśnie cały Dake. Przejechał delikatnie dłonią po czerwonym policzku i zatrzymał się z tyłu. - Jeszcze tego pożałujesz! - blondyn wydarł się i zniknął, gdzieś w tyle. Byłam z nim krócej niż miesiąc, a on twierdził, że to coś więcej. Strasznie mnie denerwował. Zdradził mnie z jakąś dziewczyną - młodszą ode mnie - i oczekiwał wybaczenia. 
To było na imprezie. Po prostu stał na parkiecie - i oczywiście tańczył - póki nie dostrzegł w pobliżu nastolatki z dużym biustem. Strasznie mnie wtedy zdenerwował, gdyż przyprowadził mnie tam, i na mych oczach, zdradził. To była średniego wzrostu blondynka. Sporo tapety na twarzy i oczywiście biżuteria oraz wyzywające ubrania. Jednym słowem ktoś głupszy od niego. Zdenerwowana wszczęłam bójkę - między mną, a Dakotą. Stwierdzam, że jestem od niego silniejsza, gdyż chłopak nic przeciwko walce. Rozumiem, że był pod wpływem alkoholu, ale nigdy sobie nie radził w walce wręcz. Dopiero, gdy był już posiniaczony, jego koledzy zabrali mnie od niego. Wyszłam z imprezy i nigdy się do tego blondyna nie odezwałam. Teraz już miałam go dosyć, a nikt nie mógłby go tu obronić.
Przeszłam dłuższą drogę i dotarłam do domku jedno rodzinnego. Farba zewnętrzna była turkusowa, zaś dach i inne rzeczy białe oraz brązowe. Wdrapałam się pod same drzwi i nacisnęłam klamkę. Wielkie wrota uchyliły się i zapraszającym skrzypnięciem, wpuściły mnie do środka swej jamy. Stanęłam cała przemoczona w ciemno zielonym korytarzu mieszkania. Ściągnęła, kapiącą wodą, kurtkę i odwiesiłam na wieszak. Buty delikatnie zsunęłam ze stóp i w mokrych skarpetkach powędrowałam do salonu. Po drodze minęłam kuchnię i jadalnię w jednym. Prawie cała pomalowana była na beż i biel. Wszystko idealnie współgrało ze sobą. Nie licząc brudnych naczyń w zlewie. W saloniku siedział mój wujek przed telewizorem. Jak co wieczór oglądał filmy, a raczej seriale kryminalne. Wiecznie go ciekawiło, co może się z nim stać, gdy będzie szedł spokojnie ulicą. Stary, siwy mężczyzna odwrócił się i zaczął badawczo obserwować.
- Kochana Sophio! Coś ty taka mokra? Do basenu cię wrzucili, czy jak?
- Cześć wujku. Padał deszcz. Idę się osuszyć i zaraz wracam, dobrze? - smętnie pokiwał głową i powrócił do dalszego oglądania. Poczłapałam się do pokoju. Po uchyleniu ich wrót, ogarnął mnie błogi spokój. Pomieszczenie, w którym obecnie mieszkałam, było strasznie ciemne. Trzymałam się raczej czerni i czerwieni, ale nie ukrywam, że używałam również jasnych barw, które współgrały z tymi ciemnymi, czyli biel, róż, bądź fiolet.
Zamknęłam otwarte do teraz okno i wygrzebałam z szafy suche ubrania. Jakiś czarny gorset oraz pasujące spodenki. Stanęłam przy lustrze i zaczęłam prędko suszyć włosy. Dziewczyna w odbiciu była całkiem niską osobą. Jej długie, białe włosy sięgały prawie, że do kolan. Jej oczy rozpromieniała żywa zieleń, a z każdą chwilą spędzoną przed lustrem, nawet najmniejsza kreska na oku, dopiero namalowana, sprawiała wrażenie, gdyby była po dwudziestym roku życia, a przecież dopiero osiemnastka ją czeka.
Usiadłam na kanapie przy wujku i przysłuchiwałam się słowom detektywa. Program był o Kubie Rozpruwaczu - moim ulubionym mordercy.
- I jak, zakupy zrobiłaś? - mój staruszek wyrwał mnie z transu i doprowadził do szybkiego facepalm'a. Wyciągnęłam z kieszeni pieniądze. Nie były mokre, bo portfel ochronił je przed wodą.
- Zaraz się ubiorę i wyjdę. - pobiegłam założyć czarne zakolanówki oraz długie trampki, a następnie - w pośpiechu zakładając płaszcz - wyszłam roztrzęsiona z domu. Przez te całe zamieszanie zapomniałam, że miałam zrobić zakupy.
Wykupiłam potrzebne pożywienie oraz inne artykuły domowe i cicho wygramoliłam się z tłumu ludzi. Spokojnym krokiem wyprzedzałam różne osoby na chodniku. Większą popularnością na drodze cieszyli się młodzi mężczyźni. Gdy przechodziłam obok różnych chłopaków, każdy przyglądał mi się badawczo. Głównym powodem tego zainteresowania, był mój strój, który - nie bardzo - pasował na chłodne wieczory.
Dwie ulice przed moim mieszkaniem zauważyłam ciotkę. Pędem biegła do domu. Na ramieniu wisiała jej torebka, natomiast z głowy - co chwila - zsuwał się beret. Wyglądała strasznie. Trochę, jakby ktoś ją zgwałcił... Och, zapomniałam, że to było coś w podobie. Zatrzymałam się za ciemną uliczką, gdyż obawiałam się zauważenia przez osobę z rodziny. Usiadłam pod płotem. Kątem oka patrzałam, czy już zniknęła.
- Tak! - cicho szepnęłam. Podniosłam się i bez zastanowienia podbiegłam pod drzwi domu. Rzuciłam zakupy i uciekłam stamtąd. Musiałam odetchnąć od tej całej sytuacji. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do wujka. 
- Sophie, gdzie ty się podziewasz? Ciotka się niecierpliwi!
- Pod drzwiami masz zakupy. Nie wracam dzisiaj do domu. Nie pytaj o powód. - usiadłam na ławce w parku. Rozumiałam, iż moje zachowanie było karygodne, ale nie mogłam znieść myśli, że moja ciocia zdradza na każdym kroku mojego wujka. - Daj mi ją, już!
- Jadwiguś, Sophia cię woła! - usłyszałam sapanie w słuchawce. Lekko się zlęknęłam, lecz nie zrezygnowałam z rozmowy.
- Gdzie ty jesteś?! Musimy poważnie porozmawiać...
- Już mówiłam, że nie wracam. Słuchaj, nie wiem czemu mu to zrobiłaś, ale nigdy ci tego nie wybaczę. Nie sądź również, iż wujek się nie dowie. - rozejrzałam się w koło. - Jak tylko wrócę do domu to wszystko mu wyśpiewam. Nie będę patrzeć jak go ranisz z każdą nocą. Nie wybaczę ci tego, nigdy! Słyszysz?! - drgnęłam z przerażenia. W parku było dość ciemno, a zarazem nastrojowo. Ni to zbytnio nie przeszkadzało, bo wprost uwielbiam mrok. Gwałtownie się podniosłam i zaczęłam iść dalej.
- Nie powiesz, nie zrobisz mi tego! Jutro wyjeżdżasz do szkoły z internatem!  - w tle usłyszałam głos poszkodowanego. Mówił, a raczej pytał, dlaczego? Ona tylko powiedziała, że muszę kogoś poznać i znaleźć w końcu przyjaciół. Racja, nie miałam żadnego, ale to nie powód, by na dłuższą metę rezerwować mi miejsce. - Świtem twoje walizki będą stały pod drzwiami, a ty wyjedziesz o piątej nad ranem. Radzę ci wrócić, jeżeli chcesz zrobić dobre wrażenie na współlokatorach.
- Nie mam nic przeciwko. Za pół godziny będę. Nie rób żadnych gwałtownych ruchów, bo będzie z tobą kiepsko. - rozłączyłam się i pędem ruszyłam w stronę mieszkania. 
W sumie miała rację. Musiałam sobie znaleźć przyjaciół, lecz nie miałam zbytnio zaufania do ludzi. 
W ciągu trzydziestu minut znalazłam się w domu. Bez powitania wparowałam do środka i popędziłam na górę do pokoju. Zaczęłam wszystko pakować do wielkiej, czarnej walizki. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Wrota się uchyliły i ujrzałam w nich - trochę speszonego zresztą - wujka. Usiadł za mną na łóżku i przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.
- Sophie? - odmruknęłam tylko. - Weź te pieniądze. Tobie się bardziej przydadzą. - pokręciłam stanowczo głową, ale starszy pan nie odpuścił i schował mi je do podróżnej kosmetyczki. 
- Dzięki... - usiadłam obok niego i przytuliłam go z całej siły. Wyglądał na zaskoczonego, gdyż rzadkim widokiem jest zauważenie mnie, gdy wykonuję tę czynność. 
Zamknęłam spokojnie walizkę i zaczęłam się przyglądać pustemu dotąd pokojowi. Została tylko pościel, firany i inne części garderoby mieszkalnej, nie licząc mebli oczywiście. Zabrałam wszystkie rzeczy pod drzwi i poszłam na górę spać.

Byłam na tyle roztrzęsiona, że zapomniałam położyć się na łóżko i zasnęłam na podłodze.